Komentarz do Słowa Bożego 4 Niedziela
IV NIEDZIELA ZWYKŁA
Jr 1, 4-5.17-19; Ps 71, 1-6.15.17; 1 Kor 12, 31-13,13;
Łk 4, 21-30
Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście”. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: „Czy nie jest to syn Józefa?” Wtedy rzekł do nich: „Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum”. I dodał: „Zaprawdę, powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”. Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak, przeszedłszy pośród nich, oddalił się.
Liturgia Słowa czwartej niedzieli zwykłej zwraca najpierw naszą uwagę na proroka Jeremiasza. Świadomość powołania była dla niego skałą, na której budował swe życie. Gdybyśmy zapytali Jeremiasza: dlaczego postępujesz w ten sposób? dlaczego głosisz taką naukę? dlaczego tak cierpisz? – odpowiedziałby nam po prostu: ponieważ wezwał mnie Bóg. Głęboko odcisnęło się w sercu Jeremiasza słowo Pana, skierowane do niego, gdy był osiemnastoletnim młodzieńcem. Dobrze to zapamiętał, o czym świadczą zapisane przez niego słowa: „Pan skierował do mnie następujące słowa: ‘Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię’”. Podkreślam, że chodzi tutaj o Słowo. Jeremiasz otrzymał Słowo, usłyszał je w swoim wnętrzu. Potem dotarło do niego ponownie słowo Pana: „Będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę”.
Jeremiasz przede wszystkim doświadczał tego, iż zawsze znajdował się w rękach Boga. W słabości doświadczał mocy Boga: Bóg kładł słowa w jego usta, dał mu oczy, aby widział znaczenie wydarzeń, uczynił go murem spiżowym. Uświadamiał sobie, że w nim samym – słabym, kruchym – coś się zmieniło, że stał się jakby kim innym, że jest w nim nie znana wcześniej siła: „A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną…”. Z nieśmiałego młodzieńca stał się murem spiżowym, z człowieka łagodnego zmienił się w człowieka umiejącego polemizować i stawiać opór, ze strachliwego – w tego, który budzi strach u innych (nazywają go „trwoga dokoła”).
Bóg okazał się wierny w całym życiu Jeremiasza, które w wielu aspektach zapowiadało życie Tego, który stał się prawzorem każdego powołania, to jest Jezusa Chrystusa.
Przeczytany dzisiaj, kolejny fragment Ewangelii Łukaszowej, to kontynuacja opisu wystąpienia Jezusa w synagodze w Nazarecie – przypomnę to, o czym mówiła Ewangelia minionej niedzieli: Jezus przybył do Nazaretu, wszedł do synagogi. Podano Mu zwój księgi, On go otworzył i czytał fragment z proroka Izajasza („Duch Pański spoczywa na Mnie…”); potem zwinął zwój, usiadł, a wszyscy ludzie wpatrywali się w Niego. Po chwili Jezus zabrał głos i powiedział jedno zdanie: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”.
Czytelnik, który już od sceny chrztu w Jordanie wie, że Duch Boży towarzyszy Jezusowi, rozumie, że tekst Izajasza mówi o Jezusie i, że on, otrzymując z Pisma sens swojej misji, dokonuje jej pierwszego publicznego objawienia. Ponieważ otrzymał niezbędną informację, czytelnik rozumie, że w Jezusie Pismo wypełnia się. Tzn., że obietnice Boże stają się w pełni rzeczywistością. Nie stało się tak w przypadku mieszkańców Nazaretu. To uczyniony przez Jezusa komentarz do tekstu Izajasza sprowokował ich reakcję. Sposób, w jaki tekst opisuje tę reakcję można interpretować na dwa różne sposoby. W istocie, w zdaniu: „Wszyscy przytakiwali Mu i dziwili się słowom łaski, które wychodziły z Jego ust. I mówili: „Czy to nie jest syn Józefa? (4, 22). Słowa Jezusa nazwane są „słowami łaski” (4, 22). Co to znaczy, że słowa Jezusa Ewangelizatora są słowami łaski? Oznacza to, że słowa te przyjęte z wiarą niosą łaskę, orędzie zbawienia, nie tylko informują, uczą, ale również i uświęcają, przemieniają wewnętrznie, zbawiają. Źródłem mocy Jezusowego słowa był Duch Święty, którym został namaszczony. Posyłając uczniów na cały świat nakaże im głosić Ewangelię. Jezus określił wyraźnie tworzywo ewangelizacji. Tylko wtedy się ewangelizuje, gdy się głosi Ewangelię.
W jaki sposób zrozumieć zmianę w opowiadaniu? W ciągu jednego dnia posługiwanie Jezusa w Nazarecie zakończyło się niepowodzeniem. Zamierzenie Łukasza jest jasne. Chciał on ukazać w Jezusie prawdziwego głosiciela Ewangelii. Kiedy On stanął przed mieszkańcami Nazaretu w tamtejszej synagodze „oczy wszystkich były w Nim utkwione”. Oto zjawisko dość powszechne: ludzie oczekiwali wiele od Jezusa, chcieli Go zatrzymać przy sobie, wszyscy słuchali Go z wielką uwagą i chcieliby, żeby Jezus odpowiedział ich oczekiwaniom. Z jednej strony Jezus znalazł się pod naciskiem oczekiwań ludzi, pokusy dostosowania się do ich pragnień, ich potrzeb. Natomiast z drugiej strony zadziwia absolutna wolność Jezusa. Nie troszczył się On o sukces, nie zważał na to, co może się zdarzyć. Słowo Jezusa Ewangelizatora miało charakter krytyczny, podobnie jak słowa proroków Starego Testamentu. Demaskował odważnie zło, zakłamanie, hipokryzję. Domagał się odpowiedzi i decyzji. W perykopie nazaretańskiej krytycznie ocenia Jezus postawę swych ziomków wobec Jego słowa Dobrej Nowiny. Nie przyjęli tych słów z wiarą, lecz dziwili się, skąd takie słowa w ustach syna Józefa cieśli (4, 22). Kiedy Jezus zdemaskował ich sceptycyzm i niewiarę, wtedy na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić (4, 29). Ten odważny, krytyczny i demaskatorski sposób mówienia Jezusa zaprowadzi Go na Golgotę. Próba strącenia Jezusa ze skały w Nazarecie jest antycypacją Golgoty. Bezkompromisowość głoszenia Ewangelii wymagała prorockiej odwagi i gotowości przyjęcia wszystkich konsekwencji za głoszone słowo. Jezus uczy, że głoszenie Ewangelii nie jest przede wszystkim wykonywaniem jakichś zadań, osiąganiem jakichś wyników, stawianiem jakiegoś znaku, lecz jest udziałem w Jego wolności, w Jego horyzontach, jest po prostu wejściem w bogactwo Jego niezwykłej wolności. Prawdopodobnie, mieszkańcy Nazaretu nie słuchali Jezusa, dlatego, że zostały zagrożone pewne ich interesy, że nie spełnił niektórych ich nadziei. To temat do naszego rachunku sumienia: jakie zawiedzione nadzieje, jakie zagrożone interesy mogą mi przeszkodzić w przyjęciu Jezusa jako wyzwoliciela, jako zbawiciela, jaka zwiastuna Dobrej Nowiny dla mnie?
Wszyscy jesteśmy zaproszeni do udziału w dziele ewangelizacji. Czasami boimy się zaangażować, wymawiając się brakiem odpowiednich darów, talentów. I tutaj, naprzeciw naszym obawom wychodzi św. Paweł. Pisząc te słowa, zawarte w Pierwszym Liście do Koryntian, zwracał się do tych, co kurczowo poszukiwali charyzmatów budzących zdumienie i do gnostyckich znawców tajemnic, jak również do proroków i do mających taką wiarę charyzmatyczną, która przenosi góry, i do szafarzy dóbr, przypominając, co naprawdę liczy się i co pozostaje. Apostoł Paweł napisał te słowa, by zakończyć żenujące licytowanie się korynckich chrześcijan, kto z nich jest najbardziej obdarowany pod względem charyzmatów. Jakby chciał powiedzieć: „jest coś większego od nawet najwspanialszych darów Ducha Świętego, którymi się tak bardzo szczycicie!” A równocześnie jakby chciał adresatów zachęcić: „spróbujcie zrozumieć, czy to co wam mówię, nie jest o wiele doskonalsze?” Całej korynckiej wspólnocie i każdemu Kościołowi wskazuje drogę królewską (por. 1 Kor 12, 31), której należy szukać (por. 1 Kor 14, 1), jedyną drogę godną uznania.
Paweł zdążył już zauważyć, że „wiedza wbija w pychę, miłość zaś buduje” (1 Kor 8, 2). Tutaj wywód zostaje doprowadzony do końca. Najpierw więc Apostoł przywołuje te charyzmaty, z których Koryntianie byli tak dumni i pokazuje, co one są warte, gdy posługujący nimi człowiek nie czyni tego z miłością. Po charyzmatach przychodzi kolej na „wspaniałe czyny”, którymi może się chełpić człowiek. Paweł posuwa się do tego, by pokazać względną wartość największego daru, jaki człowiek może uczynić dla Boga. Nawet gdyby człowiek oddał swoje życie dla Boga, nawet w najbardziej bolesnej śmierci męczeńskiej, a nie uczyniłby tego z miłości, „nic nie zyska” (13, 3b). Tak naprawdę, w tej perspektywie nie jest ważne, co człowiek ma i czym dysponuje. Najważniejsze jest, jak kocha. A dokładniej mówiąc, jak kocha posługując tym, czym może.
W części centralnej hymnu (13, 4-7) krótkimi sformułowaniami zostaje skreślony portret miłości, jaka ona jest: cierpliwa, łaskawa, nie zazdroszcząca, nie szukająca uznania, wolna od pychy, niezdolna do czynienia bezwstydu, nie szukająca swojej korzyści, bez gniewu i pamiętania o doznanej krzywdzie, sama niezdolna do krzywdy, szukająca prawdy, znosząca przeciwności, wierząca każdemu i każdemu ufająca, zdolna wszystko przetrzymać.
Jako uważni czytelnicy Ewangelii bez trudu w tych rysach miłości odkrywamy znajome oblicze Chrystusa. Paweł bowiem, pisząc słowa „hymnu o miłości” ukazał duchowy portret Jezusa, najwspanialszego Ewangelizatora. Zaczynamy wręcz przypominać sobie te sceny z Ewangelii, w których Jezus okazuje taką właśnie miłość. Bo jest to wspaniały hymn ku czci Chrystusa, który najwspanialej ze wszystkich ukochał i udowodnił swoją miłość.
Jeszcze jedną prawdę dotyczącą miłości odsłania Apostoł. Jest ona jedyną relacją, która przekracza barierę śmierci. Gdy najwspanialsze dary charyzmatyczne mają swój kres, gdy nawet wiara i nadzieja są przypisane tylko do tego etapu życia, który zakończy się śmiercią, miłość będzie relacją na zawsze między człowiekiem zbawionym a Bogiem. Miłość, na jaką człowiek otworzy się za życia i taka miłość, jaką kochał zostanie utrwalona na zawsze. Będzie zbawiony jak inni – na zawsze z Panem – ale intensywność miłości między nim a Bogiem, będzie taka, jaką wniósł przez swoją miłość przeżywaną w tym życiu.
ks. dr Ryszard Kempiak sdb