W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w łonie moim. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”.
Pan jest blisko! Stoi w drzwiach… Jesteśmy u kresu adwentowej drogi. Stajemy na progu Tajemnicy, która nas przerasta. Pokora Boga, który zechciał stać się jednym z nas wywołuje zdumienie. Dzisiejsza niedziela, ostatnia Adwentu, poprzez czytania biblijne i bardzo już bliską tajemnicę narodzenia Syna Bożego w grocie w Betlejem skupia naszą uwagę właśnie na tym przymiocie Boga, jak również Tej, która została powołana na Matkę Syna Bożego.
Już autor Psalmu 8 pytał przejęty: „Kimże jest człowiek, że o nim pamiętasz, albo syn człowieczy, że tak się o niego troszczysz”. Pamięć Boga o człowieku jest dla Psalmisty dowodem pokory Boga, Jego pochylenia się nad człowiekiem – istotą słabą i grzeszną – którego wszakże tak bardzo wywyższył, że uczynił go niewiele mniejszym od aniołów. To samo zdumienia można wyczytać również w proroctwie Micheasza. Według słów proroka wszystko trzeba zacząć od początku. To sam Bóg przyczyni się do odrodzenia swojego ludu za pośrednictwem dzieł sprawiedliwego króla, który nie wyjdzie z Jerozolimy, ale z małego miasteczka zwanego Betlejem, to jest z faktycznej ojczyzny Dawida. Trzeba zatem powrócić do pokory początku, a więc do czasów, kiedy Dawid został wybrany na króla. Prorok zapowiada narodziny nowego króla. Nie podaje jego imienia, ale opisuje cechy charakterystyczne jego panowania: będzie rządził pewną ręką i troszczył się o lud jak pasterz o swoje owce. A co najważniejsze: będzie występował w majestacie imienia „Pana, Boga swego”. Proroctwo to zostało w pełni urzeczywistnione w osobie Jezusa Chrystusa, który narodził się w Betlejem (por. Mt 2, 6) jako prawdziwy pasterz zatroskany o rozproszoną i znękaną owczarnię (por. Mt 9, 36).
Autor Listu do Hebrajczyków stwierdza, że Jezus przyszedł, aby dokonać naszego uświęcenia. Chrystus nie złożył jednak Bogu ofiary rytualnej, ale zapragnął, aby Jego ciało, Jego ludzka natura, stały się miejscem, w którym zostanie zrealizowane pełne i doskonałe posłuszeństwo Bogu Ojcu: „Ofiary ani daru nie chciałeś, ale Mi utworzyłeś ciało (…). Wtedy rzekłem: Oto idę – w zwoju księgi napisano o Mnie – aby spełnić wolę Twoją, Boże”. Taki właśnie jest sens prawdziwego wcielenia. Jezus Chrystus sam z siebie wybrał ludzką naturę, aby ostatecznie oddać ją na służbę woli Bożej. To znaczy, że Jego wola, Jego ciało, a także Jego czyny i dzieła, zostały w pełni podporządkowane wypełnieniu woli Ojca. Przez posłuszeństwo Jezusa dokonane w ludzkim ciele także człowiek został uzdolniony do takiego posłuszeństwa.
Pierwszą, która ten program płynący ze świadectwa pokory Syna Bożego odczytała i spiesznie wcieliła w czyn, była właśnie Jego Matka, kiedy udała się z posługą do swojej krewnej Elżbiety. Relacjonując tę wyprawę Maryi do Elżbiety, ewangelista pisze, że poszła Ona z pośpiechem (Łk 1, 39). Nie znaczy to, iż Maryja nie dowierzała aniołowi i chciała naocznie sprawdzić prawdziwość ogłoszonego przez niego znaku. Wręcz przeciwnie – udała się z pośpiechem, gdyż była pewna orędzia anioła. Możemy w tym upatrywać podniecenie, ducha posługi, dobroć i delikatność. Chciała pomóc swej podeszłej w latach krewnej w ostatnim okresie jej ciąży i pozostała z nią aż do narodzenia Jana (Łk 1, 56).
Dla samotnego wędrowca droga z Nazaretu do domu Elżbiety (dzisiejszego Ain-Karim) nawet obecnie nie jest łatwa do pokonania, a wówczas, gdy odbywała ją Maryja, była jeszcze trudniejsza. Jednak ani odległość, ani niedostępność górskiego terenu, ani niebezpieczeństwa ze strony zwierząt lub złych ludzi nie mogły powstrzymać Maryi przed podjęciem służby potrzebującemu człowiekowi.
Maryja jest wzorem otwartości serca na działanie Ducha Świętego. Ona to, posiadając dar Bożego macierzyństwa, nie zamknęła się w swojej wewnętrznej i osobistej radości, ale jako prawdziwa „Arka Przymierza” kryjąca w sobie źródło życia z radością udała się w drogę, aby w duchu braterskiej miłości służyć innym.
Droga wiary Maryi prowadzi od oddania siebie Bogu do oddania siebie w zwyczajnej, ale zarazem gorliwej służbie człowiekowi, czego wyrazem jest Jej pośpiech. Po Zwiastowaniu Maryja nie kontempluje swego wywyższenia, lecz spieszy, by kontemplować łaskę macierzyństwa daną Elżbiecie. Pierwszym owocem przyjęcia Jezusa do swego łona jest poniesienie Go do domu człowieka potrzebującego miłości i wsparcia. Tym właśnie jest ewangelizacja – nie tyle radowaniem się z posiadania Jezusa, ale poniesieniem Jezusa innym, by się Nim uradowali. Ten krok na drodze wiary Maryi – służba – nie jest widowiskowy i szumny, ale konieczny. Im służba jest hojniejsza, podejmowana bardziej wielkodusznie i bezinteresownie, tym pojemniejsze staje się nasze serce, tym więcej Boga możemy w sobie pomieścić, a więc tym bardziej zakorzeniamy się w wierze.
W całym opowiadaniu o nawiedzeniu występuje wyraźnie motyw arki przymierza. Według opowiadania z 2Sm 6 wokół transportowania arki do Jerozolimy zauważa się strach, a zarazem radość. Sam Dawid tańczy jak szaleniec ku czci Pana, symbolizowanego przez arkę. Elżbieta używa kilku sformułowań charakterystycznych dla tego antycznego epizodu. Dlatego Maryja jawi się jako nowa święta arka, która wznosi się na górach Judei (Jerozolima jest jednym z najwyższych punktów w Judei), niemal zbliża się do Jerozolimy (Ain Karim jest oddalone od miasta sześć kilometrów) i przynosi radość i nadzieję.
Po przybyciu do Elżbiety Maryja pozdrowiła ją, a wówczas poruszyło się dzieciątko w łonie Elżbiety i Duch Święty ją napełnił (zob. Łk 1,41). Maryja najpierw sama przyjęła pozdrowienie anioła, a wraz z nim słowo Boże, a następnie przekazując pozdrowienie, jakby przekazała je Elżbiecie, co zaowocowało wylaniem Ducha Świętego na Elżbietę.
Jest to jakby pierwsza z wielkich podróży Jezusa do Jerozolimy, jest to pierwsza podróż misyjna. Tam dokąd dociera wybucha radość, przezwyciężone zostają lęki, poznaje się wierność i miłosierdzie Boga działającego. Widzi się historię w odrobinę inny sposób. Jego obecność wnosi mesjańską radość, mimo że jeszcze nie jest widoczna. Jan i Jezus będą pracować dla tej samej sprawy, w pełnym zrozumieniu, jak już teraz to robią. Ich matki w tym uczestniczą, są tego pośrednictwem, wyrażają radość ze spotkania.
W Janie Chrzcicielu, przeżywającym radość z obecności Maryi i Jezusa, został uobecniony cały Stary Testament, który oczekiwał Nowego Testamentu i go w tym momencie przyjmował. Elżbieta jako kobieta będąca w podeszłym wieku, nadto bezpłodna, osobiście doświadcza realizacji planów Boga, które kryją w sobie zarówno cierpienia ludzi, jak i ich pragnienia.
Pochwała Maryi wygłoszona przez Elżbietę skłania nas do refleksji także nad naszą wiarą. Maryja, przyjmując wszystko z ogromną wiarą, zaczęła osobiście przekonywać się, że Bóg zamierza zrealizować swoją obietnicę. Wiara Maryi uobecnia się także w Jej wędrówce do Elżbiety. Była to podróż realizowana z wielkim pośpiechem.
Maryja wybrała się do swojej krewnej celem pochylenia się nad tym, co Bóg czyni wobec innych. Również i my winniśmy przypatrywać się i tej postawie, aby nauczyć się zdawać sobie sprawę z tego, co Bóg działa w historii innych ludzi. Maryja i Elżbieta: obie potrafią mówić do siebie o tym, co Bóg aktualnie w nich dokonuje. Żadna nie mówi o sobie, każda mówi o tej drugiej lub też o tym, co Bóg uczynił.
Spotkanie dwóch matek, a także Mesjasza ze swoim poprzednikiem, jest wyrazem jedynego w swoim rodzaju hymnu radości i dziękczynienia zanoszonego do Boga za Jego zbawczą obecność wśród ludzi. Teraz przychodzi kolej na nas, abyśmy, podpatrując przykład Maryi i jej krewnej Elżbiety, otworzyli nasze serca na radosne i hojne działanie Ducha Świętego i udzielili odpowiedzi na Boży dar.
Posłannictwo zbawienia i radości, jakie Bóg przynosi nam za pośrednictwem swojego Słowa na to Boże Narodzenie, powinno być zamienione na gesty miłości wobec naszych braci, zwłaszcza zaś do tych, którzy nie przejawiają nawet najmniejszych powodów do radości.
Panie, Ty stałeś się naszym bratem. Będąc jeszcze w łonie Maryi Dziewicy, podczas nawiedzenia św. Elżbiety, oznajmiłeś swojemu poprzednikowi radosną nowinę zbliżającego się zbawienia. Spraw, abyśmy także i my, na przykładzie tak wielu osób otwartych na przyjęcie Twoich darów, umieli z radością wychwalać Ciebie w Duchu Świętym. Tak jak Maryja, chcemy widzieć w Jezusie naszego Zbawiciela, który objawia nam prawdziwe oblicze Ojca i człowieka.