Gdy Jan nauczał nad Jordanem, pytały go tłumy: „Cóż mamy czynić?”. On im odpowiadał: „Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni”. Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali Go: „Nauczycielu, co mamy czynić?”. On im odpowiadał: „Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono”. Pytali go też i żołnierze: „A my, co mamy czynić?”. On im odpowiadał: „Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie”. Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: „Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichrza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”. Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę.
Świętowanie pamiątki pierwszego historycznego przyjścia na świat Syna Bożego jest już bardzo blisko. I to staje się dla nas zachętą do czuwania, do modlitwy, do podjęcia trudu prostowania naszych ścieżek życia, ale też źródłem prawdziwej radości. Adwent jest okresem, w którym skupiamy naszą uwagę na wielkiej interwencji Boga w dziejach ludzkości: rozważamy tajemnicę Wcielenia Syna Bożego, centralnego wydarzenia, które zawiera w sobie całe panoramiczne spojrzenie na zaangażowanie się Boga w ludzkie dzieje od chwili stworzenia człowieka i jego upadku. Z tego rozważania rodzi się RADOŚĆ. Pragniemy jednak, aby ta radość była prawdziwa i pełna. Pochylając się nad wszystkimi czytania trzeciej niedzieli adwentowej mamy szansę, przyglądając się powołaniu naszemu, zapytać o realizację powołania do okazywania światu posługi radości. Przy czym, pamiętajmy, że radość chrześcijanina nie jest radością byle jaką. Jest to otwarcie się na Boga i oraz „wyjście” ku innym. Te dwa wymiary odnajdujemy w dzisiejszej liturgii słowa.
Prorok Sofoniasz zaprasza Jerozolimę do radowania się: „Niech nie słabną twe ręce”. I opiera radość na fakcie, że „Pan jest pośród ciebie… oddalił wyroki na ciebie… odnowi cię swoją miłością.” Zatem – przypomina nam prorok – być szczęśliwym to czuć się kochanym przez Boga, wiedzieć, że nam przebaczył i nas przygarnął. Jakkolwiek wielki byłby ciężar naszych win, nie mogą „słabnąć nasze ręce”. Kiedy pośród nas jest Bóg, „Mocarz, który zbawia”, można wszystko zacząć od początku, tworząc nową historię. Jakże to ważne słowa, które wywołują i podtrzymują radość.
Również Apostoł Paweł, pisząc do Filipian, natarczywie przypomina o radości, a jego mocno skandowane słowa są uroczystym przypomnieniem dla tych, którzy widzą w Kościele rodzaj zakładu pogrzebowego albo schroniska dla ludzi smutnych. Apostoł usilnie nalega: „Jeszcze raz powtarzam: radujcie się!…”. Wciąż powtarza to samo, gdyż odkrył rzecz najważniejszą i tylko ją. A więc Paweł z życia pełnego trudności, niebezpiecznych podróży, nie zawsze przyjemnych przygód, zatonięć, prześladowań, rozczarowań, prób, gorących polemik, gwałtownych różnic i walki pojawia się z jednym orędziem: „Radujcie się!”. Radość jest „tym, co pozostaje, kiedy cała reszta idzie w zapomnienie”. Jednak także Paweł dokładnie określa, o jaką radość chodzi. Jest radość, która pochodzi od Chrystusa, od Jego miłości dla Kościoła („radujcie się w Panu” albo „z powodu Pana”; rzeczywiście, „Pan jest blisko”). W mowie potocznej nigdy nie mówimy „radować się w kimś”, ale raczej „radować się z kimś” albo „cieszyć się z kogoś”. Natomiast św. Paweł mówi wyraźnie: „Radować się w Panu”. I to do takiej właśnie radości jesteśmy wezwani. Każdy z nas powinienem radować się jako zjednoczony z kimś, jako zjednoczony z Panem. Nasza radość będzie prawdziwa tylko wówczas, gdy powstanie na bazie doświadczenia relacji, a więc zjednoczenia z Panem Jezusem.
Radość, do której zachęca Paweł, zakłada także zniknięcie obaw i niepokoju – chodzi o wypędzenie trosk: „O nic się nie martwcie”. Paweł proponuje tu ciekawy przepis: „Macie przykrości? A więc podzielcie się nimi z Bogiem. Włączcie je w waszą modlitwę…”.
Po przyjęciu zaproszenia do radości ze strony proroka Sofoniasza i Apostoła Pawła, spróbujmy ponownie wejść w tłum ludzi słuchających Jana nad Jordanem. Jednym z charakterystycznych przymiotów Jana Chrzciciela jest to, że przemawia. Przemawia donośnym głosem, z ambony surowego i zasadniczego życia woła do każdego człowieka, który czeka na Boga. Jak wiemy już, w określonym czasie Słowo zostało skierowane do Jana. Jan więc nie mówi od siebie, lecz dlatego że dosięgło go „słowo” na pustyni.
Ewangelia dzisiejsza rozpoczyna się słowami: „Gdy Jan nauczał nad Jordanem, pytały go tłumy: „Cóż mamy czynić?” Jan Chrzciciel – o czym słyszeliśmy w ostatnią niedzielę – głosił chrzest na odpuszczenie grzechów. Słuchali go wszyscy, cała ówczesna społeczność: ludzie prości, niekiedy z wykształceniem. Przybywając nad Jordan pragnęli głębiej przeżyć swój chrzest, pragnęli odmienić swe życie.
„Cóż mamy czynić?” – to pytanie pada trzykrotnie. Jest ono typowe dla Łukasza. Lubi je powtarzać. Łukasz i Jan Chrzciciel są konkretni. Janowi chodzi o to, aby wszyscy słuchający go dobrze wykorzystali czas, który mają jeszcze do dyspozycji. Tylko u Łukasza Jan Chrzciciel daje rady tym, którzy go pytają, rady które zresztą nie są ponad ich siły (3, 10-14). Nie trzeba szukać daleko, zmieniać zawodu. Celnik czy żołnierz były zawodami należącymi do tak zwanych grzesznych. Jan Chrzciciel nie każe ich zmieniać. Nawrócenie nie polega na zmianie środowiska, ale na nowym podejściu do tego, co ma się do zrobienia. Celnik nie ma pobierać większych opłat niż ustalone, a żołnierz nie ma używać broni do wymuszania pieniędzy. Jan nie chce tracić cennego czasu na to, co mało ważne i dlatego wzywa do wewnętrznej przemiany: „Wydajcie więc owoce godne nawrócenia.”
Jan zwraca nam dziś uwagę, że nawrócenie domaga się konkretnych decyzji i czynów. Jaki konkretny czyn nawrócenia pragnę podjąć w okresie Adwentu: czasu oczekiwania na przyjście Jezusa? Słowo zaprasza nas do radości. Możemy być radośni, jeżeli Pan będzie rzeczywiście obecny w naszym życiu, jeżeli Go nie utracimy, jeżeli nasze oczy nie zaćmi oziębłość lub brak wspaniałomyślności. Bądźmy pewni, że jeśli będziemy próbować znaleźć szczęście na drogach, które odwodzą od Pana, znajdziemy jedynie smutek i nędzę. Wszyscy, którzy w taki czy inny sposób odwrócili się od Boga, stwierdzili w końcu, że poza Bogiem nie ma prawdziwej radości. Nie może jej być. Znalezienie Chrystusa i przebywanie w Jego towarzystwie oznacza zawsze nową i głęboką radość.
Radość świata jest uboga i przelotna. Radość płynąca z bliskości Pana jest głęboka i może trwać pośród trudności. Jest do pogodzenia z bólem, chorobą, niepowodzeniami, porażkami i przeciwnościami. „Rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać” – obiecał Pan. Nic i nikt nie pozbawi nas tego radosnego pokoju, o ile nie odłączymy się od jego źródła.
Będziemy oczywiście przeżywali trudności, tak jak wszyscy ludzie, ale te przeciwności – wielkie lub małe – nie pozbawią nas radości. Trudności są czymś zwyczajnym, z czym musimy się liczyć: nie powinniśmy oczekiwać sytuacji bez przeciwności, bez pokus i cierpienia. Bez przeszkód napotykanych w naszym życiu wewnętrznym nie mielibyśmy możliwości wzrastania w cnotach.
Smutna dusza jest wystawiona na wiele pokus. Ileż grzechów popełniono w cieniu smutku! Smutek zaćmiewa otoczenie i wyrządza szkodę. Smutek rodzi się z egoizmu, myślenia o sobie samym, które zapomina o innych, z obojętności wobec pracy, z braku umartwienia, z poszukiwania wdzięczności, z zaniedbywania obcowania z Bogiem. Dlatego pytali: Co mamy czynić; co mamy zmienić?
A my? ja? Jakie grzechy związane są z naszym powołaniem…, z naszą sytuacją życiową? Jakaż nastąpiłaby odnowa społeczeństwa, gdyby wszyscy ochrzczeni włączyli się w prawdziwą „liturgię pokutną”? A my, co mamy czynić?
Nie oszukujmy samych siebie. Nie możemy też oszukać Boga. Nadejdzie przecież dzień, w którym zobaczymy to, co miało w naszym życiu wartość i to, co jej nie miało. Zobaczymy wartości serca podobne do ziaren zboża, czy też plew? Niech wiatr i ogień Ducha Świętego od dnia dzisiejszego stawia nas w prawdzie! Przez sakrament pokuty, dzięki działaniu Bożemu, starajmy żyć prawdą. Ten świat, taki jaki jest, to mieszanina wartościowego ziarna i bezwartościowych plew. Jednak to nie będzie trwało wiecznie. Ach! Nie! – mówi Bóg, to nie dla błota i nie dla tego brudu stworzyłem świat i człowieka. Poczekajcie aż przyjdzie Ten, który „ma wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichrza, a plewy spali w ogniu nie do ugaszenia”. Nie trwońmy naszego czasu na narzekaniu, na użalaniu się nad wszelką brzydotą, nad tym wszystkim co jest absurdem. Ale starajmy się od zaraz coś w nas zmienić.
Orędzie Jana Chrzciciela zawiera także prawdę, że Bóg nadchodzi i „Jest On MOCNIEJSZY NIŻ JA”. On przyjdzie aby nas „przewietrzyć” oraz oczyścić. To „ogień”, który nadchodzi aby nas „palić”, „aby nas oczyścić”. To jest ten „wiatr”, który nadchodzi aby oddzielić ZIARNO OD PLEW. „Wiatr Boży” skierowany na nasze życie.