Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, podeszli do Jezusa i rzekli: „Nauczycielu, pragniemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy”. On ich zapytał: „Co chcecie, żebym wam uczynił?” Rzekli Mu: „Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie”. Jezus im odparł: „Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?” Odpowiedzieli Mu: „Możemy”. Lecz Jezus rzekł do nich: „Kielich, który Ja mam pić, wprawdzie pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale dostanie się ono tym, dla których zostało przygotowane”. Gdy usłyszało to dziesięciu pozostałych, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: „Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu”.
Jezus wraz z uczniami kroczył do Jerozolimy. W drodze, o czym mogliśmy się już przekonać, kierował nauki i pouczenia do swoich uczniów, do apostołów. Uczniowie szli za Jezusem, a więc wszystko, przynajmniej z zewnątrz, było poprawne. Zachowywali się, jak na naśladowców przystało. Kroczenie za Jezusem stawało się okazją, by zrozumieć drogę Syna Człowieczego. Niestety, uczniowie nie pojmowali jej i nie potrafili jej zaakceptować. Co więcej, przysłuchując się – poprzez kilka kolejnych niedziel – naukom głoszonym przez Jezusa w drodze do Jerozolimy, odnosimy wrażenia, iż uczniowie, wśród nich także ci uprzywilejowani, jak Piotr, Jan i Jakub, nie tylko „nie poprawiali się”, ale w miarę zbliżania się do Jerozolimy ze złego popadali w gorsze. Czyżby Jezusowa formacja była nieskuteczna? A może w tym właśnie spostrzeżeniu tkwi przesłanie aktualne dla każdego ucznia Chrystusa? A może trzeba nam zwrócić uwagę, iż podstawowy akcent nie spoczywa na samym zachowaniu Dwunastu, ale na postawie Jezusa, który niestrudzenie, ciągle na nowo podejmuje wysiłek „prostowania” swoich, ponieważ wie, iż nawrócenie nie jest kwestią samej wiedzy (wtedy wystarczyłoby poinformować), ale przede wszystkim kwestią świata pragnień i wartości (a zatem serca, które trzeba wychować), i jako takie wymaga czasu i cierpliwości.
Kiedy Jezus, czyniąc swoimi poematy Izajaszowe poematy o Słudze cierpiącym (dzisiaj został nam przypomniany jeden z nich), mówił o tym, że będzie musiał cierpieć, za każdym razem uczniowie reagowali na te słowa w sposób niewłaściwy, zamiast potwierdzić gotowość do naśladowania Go. W dzisiejszej Ewangelii św. Marek przywołał, zresztą nie pierwszy przypadek, kiedy ambicja wrzuciła swoje trzy grosze między apostołów. Oto, Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, czyli ci, którzy mieli szczególne doświadczenie tajemnicy osoby Jezusa (por. Mk 5, 37; 9, 2; 14, 33), przystąpili do Niego z prośbą o władzę. Inicjatywa dwóch braci, nazwanych przez Nauczyciela „synami gromu” (3, 17), świadczy o ich egoistycznej, wręcz rodzinnej „zmowie” (Ewangelista Mateusz wspomina także o matce – Mt 20, 20-21). Petenci na początku uznali autorytet Jezusa jako nauczyciela i chcieli się upewnić, czy będą wysłuchani. Dlatego poprosili: „Nauczycielu, pragniemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię prosimy” (Mk 10, 35). Ujawnia to, jak bardzo im zależało na przedkładanej kwestii, ale równocześnie świadczy o jej randze i delikatności. Uczniowie, zachęceni przez Mistrza do wypowiedzi: „Co chcecie, żebym wam uczynił?” (10, 36), prosili Go: „Daj nam, abyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twej stronie” (10, 37). Bezpośrednie sąsiedztwo zapowiedzi cierpienia i śmierci sprawia, że prośba ta wydaje się kompletnie absurdalna, wprost żałosna. Uczniowie interesowali się chwałą królestwa ziemskiego, a tymczasem Jezus już wkrótce miał umrzeć jak pospolity przestępca.
Chrystus – jak zawsze – okazał się wobec uczniów bardzo cierpliwy! Rozumiał ich błąd, który polegał na tym, że pełną manifestację Jego chwały widzieli w nadchodzącym z Nim królestwie Bożym na ziemi. On nie jeden raz mówił o swej chwale w związku z powtórnym przyjściem Syna Człowieczego (Mk 8, 38; por. 13, 26; 14, 62), oni zaś wiązali ją z ziemską budową mesjańskiego królestwa Bożego. Spodziewając się jego bliskiej realizacji (por. 9, 1), chcieli zadbać o najlepsze miejsca przy Mesjaszu w nowej rzeczywistości, by przez to zapewnić sobie autorytet i władzę. Takie ich aspiracje odsłoniła prośba o siedzenie po prawej i lewej stronie Jezusa. Podczas gdy On od Cezarei Filipowej mówił im o swym cierpieniu i śmierci jako drodze do chwały zmartwychwstania, oni paradoksalnie chcieli mieć udział w Jego chwale z pominięciem tej drogi. Po raz kolejny Nauczyciel skorygował więc ich aspiracje i używając metafory kielicha i chrztu, uświadamiając im konieczność przejścia przez cierpienie razem z Nim. „Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym ja mam być ochrzczony?” (10, 38) – zapytał Jezus. Cóż to za kielich, który Jezus miał wypić? Kielich w języku biblijnym jest metaforą doświadczeń życia. Z tego powodu psalmista, wdzięczny Bogu, mówi, że jego kielich pełny jest po brzegi (por. Ps 23, 5). Jednak kielich może być także symbolem bolesnych doświadczeń. W tym sensie rozumiał to Jezus, który podczas modlitwy i trwogi konania w Ogrodzie Oliwnym prosi: „Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie” (Mk 14,36). Co natomiast można powiedzieć o Jego „chrzcie”? Termin chrzest pochodzi od greckiego słowa, które tłumaczy się jako „zanurzać”, i musimy pamiętać, że Jezus mówił o „zanurzeniu” w doświadczenia, z jakimi wiąże się z kielichem, który miał wypić. Jezus całkowicie zanurzył się w ludzkich słabościach i grzechach. Św. Paweł napisał, że Jezus dla nas stał się grzechem (por. 2 Kor 5, 21) i ważne jest, abyśmy pamiętali o rozróżnieniu: nie stał się grzesznikiem, ale stał się samym grzechem. Bóg nasz przyjął na siebie całą brzydotę świata, historię nieustannych zdrad i występowania przeciwko woli Bożej.
Jan i Jakub, pytani, czy mogą to czynić, bez namysłu odpowiedzieli: „Możemy” (10, 39a). Tym stwierdzeniem Jakuba i Jana Ewangelista zilustrował, jak głęboko tkwili oni w niezrozumieniu drogi cierpienia. Zgodzili się na nią, ufając tylko sobie, a nie Bogu, który prowadzi do chwały przez posłuszeństwo drodze Jezusa, Jego umiłowanego Syna (por. 9, 7).
Dwaj bracia swoim zachowaniem sprowokowali reakcję pozostałych dziesięciu. Marek nie podaje żadnej dokładnej informacji, kiedy tamci dowiedzieli się o ich postawie, czy było to natychmiast po rozmowie z Jezusem, czy też po upływie jakiegoś czasu. Faktem jest natomiast to, że zareagowali oburzeniem (10, 41). Ich irytacja ujawniła, że i oni myślą podobnie, są zazdrośni i egoistycznie zatroskani o swoją wielkość. Ich oburzenie na Jana i Jakuba nie było potępieniem niewłaściwych ambicji tych ostatnich, ale reakcją na fakt, że okazali się oni bardziej sprytni i niejako ubiegli pozostałych „w pogoni za karierą”, która była wspólna wszystkim Dwunastu.
W przeciwieństwie do dziesięciu, Pan ani się nie zgorszył, ani się nie zdziwił, ani się nie oburzył. Z całą prostotą raz jeszcze podjął reedukację. W tych samych prawie słowach, których użył w poprzednich naukach, przypomniał Dwunastu, że powołał ich do krzyża oraz do służby i że w Jego wspólnocie nie ma innej drogi do wielkości i pierwszeństwa.
Ta Jezusowa katecheza ukazała również motywację „chrystologiczną” powołania do służby i ofiary: sam Mistrz nie przyszedł po nic innego, jak by służyć i dać życie. Nie żąda więc od swoich niczego innego, jak tylko czynienia tego, co On sam czyni. Spróbujmy odnieść usłyszane słowo do siebie. Najpierw, uznajmy, że często nasze życie modlitwy, zostaje podsumowane tym żałosnym zdaniem, które wypowiedzieli dwaj bracia, synowie Zebedeusza: „Chcemy, abyś spełnił cokolwiek, o co Cię poprosimy” (10, 36). Nasze nastawienie podczas modlitwy często bywa takie: „Bądź wola moja”. Przychodzimy do Jezusa i myślimy, że to, o co Go błagamy, to rzecz absolutnie nam niezbędna. Modlimy się o coś, jakby uzyskanie tej rzeczy było jedynym możliwym rozwiązaniem problemu. Podobnie jak apostołowie, gotów jesteśmy, aby pospiesznie przypaść do nóg Pana i przedstawić Mu nasze prośby. Tymczasem, powinniśmy modlić się o więcej siły, nie zaś o to, aby nasz krzyż był lżejszy. Nasza zaś perspektywa powinna przekraczać tę, przez którą na wszystko patrzy świat. Rzeczy materialne muszą stać się dla nas rzeczami drugiej kategorii. W naszych modlitwach powinniśmy zawsze pamiętać, że jesteśmy pielgrzymami na tej ziemi i że naszym celem jest wypełnienie planu Boga.
Zastanówmy się, czy jesteśmy naprawdę otwarci na to, aby przyjąć wolę Bożą? Mówi się o „cenie bycia uczniem” oraz o ludziach, którzy pragną „taniej łaski”, czegoś, co nic ich nie kosztuje. A przecież wszyscy musimy pić kielich, który wypił Jezus, i przyjąć ten sam chrzest. Nie ma innego wyjścia – życie chrześcijan musi się stać „naśladowaniem Chrystusa”. To oznacza, że musimy zjednoczyć się z Nim w zbawczej miłości. To oznacza także konieczność doświadczenia krzyża. Zatem w istocie pytanie, które Jezus postawił Janowi i Jakubowi, można ująć nieco inaczej, ale jego sens pozostanie taki sam: „Czy możesz wziąć na siebie swój krzyż i iść za Mną?”. Jak na to odpowiemy?
Zadaniem uczniów staje się wyjście z zamkniętego kręgu oszukiwania się i życia iluzjami, aby zgodnie z powołaniem przyjąć drogę swego Mistrza i na Jego wzór uczynić ją drogą służby poprzez dar życia dla drugich. Zapamiętajmy też, że „być albo nie być” uczniostwa zależy nie tyle od tego, jaką walkę wewnętrzną toczymy, na ile już przyswoiliśmy sobie mentalność Mistrza i odpowiedzieliśmy sobie: za kim faktycznie idziemy i komu faktycznie pozwalamy się prowadzić. Nie powinniśmy nigdy stracić z oczu następującej perspektywy: ucznia czyni otwartość na formację, której wyrazem jest kroczenie śladami Jezusa, co oczywiście nie oznacza, że postęp w tym zakresie jest zabroniony czy niewskazany!
I zakończę nawiązaniem do drugiego czytania z Listu do Hebrajczyków: „Trwajmy więc mocno przy naszej wierze” i przystąpmy z ufnością do Boga, który daje łaskę”. Zadziwiają Boga nie nasze grzechy, lecz brak ufności.