Wyniki wyszukiwania dla:

Komentarz do Słowa Bożego 26 Niedziela

XXVI NIEDZIELA ZWYKŁA

Ez 18, 25-28; Ps 25; Flp 2, 1-11;

Mt 21, 28-32

Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: „Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: „Dziecko, idź i pracuj dzisiaj w winnicy”. Ten odpowiedział: „Idę, panie!”, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: „Nie chcę”. Później jednak opamiętał się i poszedł. Który z tych dwóch spełnił wolę ojca?” Mówią Mu: „Ten drugi”. Wtedy Jezus rzekł do nich: „Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wy mu nie uwierzyliście. Uwierzyli mu zaś celnicy i nierządnice. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć”.

Bóg obiecał przez Ezechiela zmienić serce swego ludu. „I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała” (Ez 36, 26). Boża obietnica realizuje się w nas, jeśli dostrzegamy potrzebę przemiany naszych serc i pragniemy tej przemiany; jeśli szczerze pragniemy się w końcu „opamiętać się”. O tym nam dzisiaj przypomina Jezus, kierując do nas słowa przypowieści.

Wysłuchana przez nas przypowieść pokazuje, że istnieją trzy sposoby mówienia Bogu „tak”. Pierwszy, natychmiast mówi „tak”, kiedy tylko ojciec prosi go, by poszedł pracować w winnicy. To, że potem, pomimo wypowiedzianego „tak”, do winnicy nie poszedł, niekoniecznie oznacza, że nieszczerze wypowiedział swoją deklarację. Może pierwszy impuls był dobry, ale właśnie dlatego, że był tylko impulsem, powierzchowny. Pierwszy impuls trzeba świadomie przyjąć, wciąż na nowo potwierdzać i zamieniać w praktykę.

Na naszej drodze życia duchowego chętnie podejmujemy jakieś postanowienia, mówimy Bogu „tak”. Potem jednak żyjemy dalej tak, jakby nic się nie wydarzyło. Nieraz można przyjąć, że słowo „tak” w naszym życiu było świadome i przemyślane. Ale obserwacja życia albo szczera i głęboka refleksja nad sobą – pokazuje, że stopniowo zaczynamy szukać kompensacji tego, co się opuściło. Pierwotne słowo „tak” blednie i powoli zostaje zastępowane, może nieświadomie albo na pół świadomie, słowem „nie”. Nie wystarczy na początku powiedzieć „tak”. Człowiek nie może raz na zawsze powiedzieć Bogu „tak”. Wciąż na nowo jesteśmy stawiani w sytuacjach wyboru, w których otrzymujemy możliwość przyjmowania albo odrzucania naszego pierwszego „tak”.

Drugi z synów wpierw mówi ojcu „nie”, ale potem, pomimo tego „nie”, idzie do winnicy. Piękne jest w nim nie to pierwsze „nie”, ale to, że po zmaganiu przeciwko swemu ojcu, przeciwko Bogu, w końcu kapituluje. Wiemy, że „tak”, które się wywalczyło, ma często o wiele większą wagę.

Przypowieść zwraca uwagę na wolność człowieka. Nie można bowiem powiedzieć, że wszystko z góry jest przesądzone, zdeterminowane. Posiadanie pewnego religijnego usposobienia, łatwość powiedzenia Bogu „tak”, to może jest coś wrodzonego, co wynieśliśmy z np. domu rodzinnego. Jednak to, co później uczynimy z naszym religijnym usposobieniem, co zrobimy z pierwszym „tak”, to zależy od naszej woli. Moje pierwsze „tak” może stać się świadomym „nie”, a moje pierwsze „nie” może stać się „tak”. Religijne usposobienie nie jest żadną gwarancją. Jeżeli zaś wielokrotnie mówiliśmy Bogu „nie”, to nie jest za późno powiedzieć Mu teraz „tak”. Nikt z nas nie jest więźniem swej przeszłości, zawsze możemy wszystko odwrócić, możemy się opamiętać.

Z tej przypowieści wynika, że zawsze to ostatnie słowo jest decydujące. To nic nie znaczy, że wcześniej powiedzieliśmy Bogu „nie”, jeżeli teraz mówimy „tak”, a powiedzenie Bogu „tak” nic nie znaczy, jeżeli teraz mówimy „nie”. Potwierdza to także prorok Ezechiel: „Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił. A jeśli bezbożny odstąpił od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu”.

Jezus Chrystus dlatego wyżej postawił celników i nierządnice, którzy okazali wiarę i nawrócili się, niż uczonych w piśmie i faryzeuszy, którzy nie odpowiedzieli na głos Jana Chrzciciela, który nawoływał do nawrócenia. Stąd też właśnie celnikom i nierządnicom Chrystus dał możność pierwszeństwa przy wejściu do królestwa niebieskiego. Bo choć grzeszyli, potrafili w stosownej chwili opamiętać się i uwierzyć w słowo Boże.

Dla Boga nie są najważniejsze słowne deklaracje. Tak wiele pada pięknych słów, obietnic, bez pokrycia. W życiu liczą się czyny, a nie puste obietnice. Drugi syn „opamiętał się”! Opamiętać się oznacza tyle, co odzyskać rozsądek, otrzeźwić. Potrzebny jest taki moment w życiu chrześcijanina, w życiu każdego z nas. Za Jezusem trzeba iść stale. Nie można ani zatrzymywać się, ani mówić: już poszedłem, tylko trzeba iść dalej…

Ja wiem, że codziennie doświadczamy grzechu, ciąży nam bardzo, chcemy się go pozbyć. Pragniemy dobra, tęsknimy za nim, a jednak wciąż stwierdzamy, że działamy jakby na przekór sobie. To nas boli, bardzo boli. W takiej sytuacji pojawia się pokusa, by dać sobie spokój, by przestać walczyć, by w imię ustalonej przez siebie wolności stać się swawolnym. O jakie to kuszące! Stać się bogiem dla siebie samego i bez pytania kogokolwiek, samemu ustalać, co mogę, a czego nie mogę. Zamiast walczyć z własnymi wadami, słabościami, zamiast dbać o wrażliwość sumienia, można grać bohatera, który sam ustala, co mu wolno, a czego nie i przy tym śmiać się z tych, którzy mówią o grzechu. Można udawać przed samym sobą. Człowiek jednak staje się wtedy smutnym klaunem na arenie własnego życia. Jest zmuszony grać przed Bogiem, przed sobą i innymi. Czy można całe życie chodzić w masce, ukrywając swoją prawdziwą twarz? Czy można zrezygnować z własnego, prawdziwego oblicza? Nie można wiecznie żyć w masce, trzeba ją kiedyś zrzucić. Świat coraz częściej zakłada maski. Mówi, że w maskach jest piękniej i przyjemniej. Nazywa je postępem, liberalizmem, wolnością, niezależnością.

Nauka Jezusa jest jasna. Jeżeli teraz mówimy „nie” to nasze wcześniejsze tak zwane zasługi będą bezwartościowe; to właśnie one będą nas teraz oskarżać. Jeżeli raz zaczęło się kochać, to nie można się później wycofywać, by zdradzić Umiłowanego. Zdrada Umiłowanego jest gorsza niż gdyby się Go nigdy nie kochało. To nasz ostatni wybór przydaje znaczenia wszystkim wcześniejszym wyborom. To, co teraz wybieramy, czyni naszą przeszłość sensowną albo bezsensowną. Jakie jest, Siostro i Bracie, twoje ostatnie słowo? pyta nas Bóg w każdym momencie. Jakie jest nasze ostatnie słowo? „Nie” czy „tak”?

Jeśli połączymy gorliwą odpowiedź na prośbę ojca pierwszego syna z późniejszym zaangażowaniem drugiego, uzyskamy obraz tego, jak powinniśmy postępować. Przykład takiej postawy dał nam Jezus, który zawsze starał się rozpoznać wolę Ojca, prosił Go o siłę i mądrość do jej wypełnienia, i ostatecznie zawsze ją wypełniał.

Trudno sobie wyobrazić taką miłość! Bóg Ojciec poprosił swego jedynego Syna, aby wyrzekł się nieba aby oddał swoje życie – dla naszego ocalenia! Był gotów poświęcić swego umiłowanego Syna za pogrążony w grzechu naród buntowników. Przez swoją ofiarę na krzyżu Jezus ukazał nam, czym naprawdę jest miłość, pokora i posłuszeństwo.

Każdy z nas został powołany do tego, by postępować w tym samym duchu i z tym samym nastawieniem. Jezus nie chce, byśmy wykonywali dobre uczynki jedynie dla nich samych. Chce, byśmy się stali jak On. Bóg od początku pragnął, byśmy byli ludźmi na wzór Chrystusa. Spełni się to, jeśli będziemy Go prosili, by objawił nam swoje serce pełne miłosierdzia i litości. Zapragniemy wówczas służyć Jego ludowi – nie dlatego, by inni uważali nas za pobożnych, miłych i dobrych, ale dlatego, że zaczniemy doświadczać miłości, jaką Jezus ukochał cały świat.

Bóg nie oczekuje od nas wielkich wysiłków, ale podobieństwa do Chrystusa. Nie chce, byśmy zamęczali się w Jego służbie, mając nadzieję, że w ten sposób zasłużymy sobie na niebo. Jezus pragnie przemienić nasze serca na wzór swojego Serca przebitego włócznią. Dopiero gdy to się stanie, będziemy potrafili dobrowolnie wyrzekać się wszystkiego, by móc dzielić się z innymi miłością Chrystusa.

Wielką szansą wspólnot kościelnych jest to, iż wspólnie opierają się na dziele Chrystusa i poprzez to kształtują ten świat i go zmieniają. Jakże wymowne są słowa Apostoła Narodów: „Nie czyńcie niczego dla niezdrowego współzawodnictwa czy pustej chwały, lecz w pokorze stawiajcie innych wyżej od siebie. Niech każdy ma na uwadze nie tylko własne sprawy, ale i innych. Postępujcie względem siebie na wzór Chrystusa Jezusa.”

ks. dr Ryszard Kempiak sdb


Podziel się tym wpisem: