Wyniki wyszukiwania dla:

Komentarz do Słowa Bożego 13 Niedziela

XIII NIEDZIELA ZWYKŁA

2 Krl 4,8-11.14-16; Ps 89; Rz 6, 3-4.8-11;

Mt 10, 37-42

Jezus powiedział do swoich apostołów:
„Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je znajdzie.
Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał.
Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma.
Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody”.

Jakże często czerpiemy z bogactwa Starego i Nowego Testamentu. Tak jest i tej niedzieli, kiedy sięgamy do fragmentu Drugiej Księgi Królewskiej. Przypomniał nam on ucznia wielkiego Eliasza, proroka Elizeusza, który sprawował swoją posługę w IX wieku w królestwie Samarii. Elizeusz zostawił po sobie ślady dobroci i sympatii, ale w tym kontekście historia Elizeusza zostaje przypomniana, aby podkreślić wielki walor gościnności, jaki był przyznawany przez całą tradycję biblijną i chrześcijańską. Druga Księga Królewska opowiada właśnie o gościnności udzielonej prorokowi Elizeuszowi przez pewną bogatą kobietę z Szunem. Dzięki tej serdecznej dyspozycyjności do przyjęcia pod swój dach proroka, kobieta ta została wyleczona ze swojej bezpłodności. „Za rok o tej porze będziesz pieścić syna” (2 Krl 4, 16). Wiemy, że podobnie Abraham za przyjęcie trzech podróżnych otrzymał od Boga taką samą obietnicę. Na Bliskim Wschodzie, obcy, którego się przyjmuje, oznacza zawsze Boga przychodzącego w odwiedziny.

W Biblii cnota gościnności, przyjęcie bliźniego, obcego, są ściśle złączone z praktyką żywej wiary. O tym wspomniał Jezus w krótkim „podręczniku” na temat misji, który został nam przypomniany w Ewangelii. Jezus podał wskazówki dotyczące gościnności. Powiedział wtedy: „Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał” (Mt 10, 40). Naturalną rzeczą jest to, że ktoś, kto został posłany, ma również nadzieję, że będzie dobrze przyjęty przez innych. Sam Jezus życzyłby sobie, aby tak właśnie się działo i podaje podstawowy powód, dla którego ludzie powinni przyjmować Jego uczniów: „Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje”. W tych krótkich słowach zawarta jest cała godność ucznia: on jest tak bardzo zależny od Pana, który go posyła, że jego przybycie porównywalne jest z obecnością samego Jezusa.

Mówiąc te słowa Jezusowi zapewne nie chodziło o nadanie apostołom wyjątkowych przywilejów. Prawo do gościnności uczniowie mieli zdobywać świadectwem życia. Bowiem zdolność do przekazania nowego życia wskazuje na „nagrodę”, jaką Jezus obiecuje tym, którzy będą przyjmować do siebie jego uczniów. Nazywa On ich „najmniejszymi”, gdyż jedynym bogactwem ucznia Jezusa jest Ewangelia. Dlatego, kończąc swoją naukę o tym, co znaczy być Jego uczniem, Jezus powiedział: „Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 10, 39). Zdanie to jest jednym z bardziej znanych zdań wypowiedzianych przez Chrystusa (pojawia się ono aż sześć razy na kartach Ewangelii). Z całą pewnością już pierwsza wspólnota chrześcijan zdawała sobie sprawę z ważności tych słów. Mówi nam ono bowiem z wielką jasnością o sensie całego życia. Ewangelista nie mógł nie pomyśleć o realizacji tych słów także w życiu samego Jezusa: On jako pierwszy odnalazł życie, „utraciwszy” je, głosząc dobrą nowinę o królestwie. Stoi to jednakże w wyraźnej opozycji do logiki, jaką kieruje się świat. Świat traci własne życie, kiedy wierzy, że odnalazł je jedynie dla siebie. Uczeń Jezusa myśli całkowicie odwrotnie: on odnajduje swoje życie, kiedy je traci, czy też może lepiej, kiedy je poświęca dla Pana, dla swoich braci i sióstr, dla Ewangelii, dla ubogich.

Jako uczniowie Chrystusa jesteśmy wezwani do wierności Mu, przekraczającej nawet wierność wobec własnej rodziny. Kiedy bliżej zastanowimy się nad tym, taka postawa okazuje się całkowicie uzasadniona. Czyż Bogu, który stworzył cały świat i który tchnął w nas tchnienie życia, nie należy się pierwsze miejsce w naszych sercach? Oczywiście, że tak. Jednym ze sposobów dania pierwszeństwa Jezusowi w naszym życiu jest wzięcie swego krzyża na każdy dzień (Mt 10, 38). Czynimy to wyznając, że zostaliśmy ukrzyżowani razem z Chrystusem i że nie chcemy żyć dłużej według grzesznych skłonności, które od czasu do czasu dają w nas znać o sobie. Chcemy umrzeć dla tych skłonności i pozwolić, aby nowe życie Chrystusa objawiło się w naszych myślach, słowach i uczynkach.

Niebezpieczeństwo związane z nieumieszczeniem Chrystusa na pierwszym miejscu i nieprzyjęciem krzyża na każdy dzień polega na tym, że chcąc znaleźć życie, możemy je stracić (Mt 10, 39). Może się zdarzyć, że zabiegając o sukcesy finansowe, pozycję w pracy czy środowisku, o materialne bogactwa, czy nawet o zdrowie i sprawność fizyczną, w nich zaczniemy upatrywać źródła swego szczęścia. Tego rodzaju pogoń za szczęściem – szukanie sensu życia w rzeczach stworzonych, zamiast u naszego Stwórcy – prowadzi nieodwołalnie do wewnętrznej pustki.

Z drugiej strony, podejmując swe zadania w duchu odpowiedzialności za dobre wypełnianie swych obowiązków, ale jednocześnie ze świadomością, że nasz prawdziwy dom jest w niebie, będziemy chętniej naśladować Jezusa w życiu. Naśladowanie to oznacza miłowanie Boga i ludzi, których stawia On na naszej drodze, nie wyłączając biednych oraz tych, których trudno nam kochać. Tak postępując znajdziemy prawdziwe szczęście, znajdziemy życie.

Otrzymaliśmy wielką godność bycia świadkami Chrystusa w świecie (2 Kor 5, 20), ale jest to też wielka odpowiedzialność. To, co ludzie sądzą o naszym życiu, rzutuje na ich myślenie o chrześcijanach w ogólności, a ostatecznie rzutuje na ich stosunek do Jezusa. Jeśli zobaczą światło Chrystusa promieniujące z naszych słów i czynów, jeśli zobaczą, że Chrystus zajmuje pierwsze miejsce w naszym życiu, będą pragnęli Go poznać i sami przekonać się, kim jest Jezus.

W chwili obmycia w wodach chrztu zostaliśmy pogrzebani wraz z Chrystusem i otrzymaliśmy ziarno zmartwychwstania i nowego życia (Rz 6, 3-4). Jeśli otwieramy się na miłość Ojca do nas, wówczas pozwalamy, by ziarno to zakiełkowało i wydało owoc. To, co mówi Jezus, może się nam wydawać mało pociągające: mamy umrzeć dla siebie przez posłuszeństwo przykazaniom i służbę potrzebującym. W rzeczywistości jednak jest to brama prowadząca do radosnego obcowania z Bogiem – nie tylko po śmierci, ale także tu i teraz; już bowiem teraz życie Boże może rozwijać się w nas ku coraz większej chwale Ojca. Takie było doświadczenie życia Jezusa, a dzięki Jego krzyżowi stało się ono dostępne dla nas wszystkich.

Zapytajmy: Czy surowość nakazów Jezusa nie wywołuje u nas czasem konsternacji? A może zdarza nam się myśleć: Jeśli tak wygląda bycie uczniem Jezusa, nigdy temu nie sprostamy. Jesteśmy tak niestali w naszych wysiłkach dochowania Mu wierności?

Odpowiedzi na te wątpliwości możemy szukać w naszym chrzcie. W momencie chrztu nasze dawne życie w grzechu zostało wraz z Jezusem przybite do krzyża. W zamian otrzymaliśmy nowe życie w Jezusie. Już je posiadamy! Dopiero jednak gdy wierzymy, zaczynamy dawać oznaki tego nowego życia (Rz 6, 8-11).

Pomyślmy o św. Pawle. Rozumiał on, że Jezus, aby nas zbawić, zaparł się samego siebie i był posłuszny Ojcu aż do śmierci. Wiedział, że wziąć krzyż i naśladować Jezusa oznacza tak jak On umrzeć dla grzechu. Jest to coś więcej niż wyrzeczenie się konkretnych grzechów – jest to zaparcie się samej istoty naszej upadłej natury. Dlatego Paweł napisał do Galatów: „Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego” (Ga 2, 19-20). Paweł przyjął na poważnie obietnicę bycia ukrzyżowanym z Jezusem i opierał wszystkie swoje decyzje na świadomości, że został wraz ze swoim Panem wskrzeszony z martwych.

Paweł pragnął stracić swoje życie dla Jezusa i dlatego otrzymał nowe życie, wytryskające niepowstrzymanym strumieniem z jego serca. Prosił Dawcę darów i otrzymał najcenniejszy dar – Ducha Świętego, który zamieszkał w nim i stał się jego przewodnikiem. Jeśli Duch Święty działał w Pawle – dawnym prześladowcy chrześcijan – to z pewnością może działać także w nas!

Nie ma jakichkolwiek wątpliwości, że działalność misyjna powinna być na nowo nieustannie jedną z głównych trosk Kościoła, naszych wspólnot, naszych parafii. Niestety, wydaje się, że zaangażowanie misyjne w znacznej mierze osłabiło się, a przecież mamy świadomość tego, że tylu jeszcze ludzi znajduje się poza kręgiem uczniów Jezusa i nikt się nimi nie interesuje. Kto zatem zatroszczy się o nich? Czy stawiamy sobie pytania dotyczące wszystkich oddalonych od Kościoła? Czy pytamy jak można pozyskać ludzkie serca dla sprawy Ewangelii?

Nikt nie rodzi się chrześcijaninem. Chrześcijaninem można się stawać. Przynależność do Chrystusa nie wynika jedynie z „uwarunkowań” rodzinnych, nie dziedziczy się jej od rodziców. Stąd wynika potrzeba nieustannego przekazywania ewangelicznego orędzia „z pokolenia na pokolenie”. Każde nowe pokolenie musi na nowo przepowiadać także samemu sobie o miłości Boga, posługując się właściwym sobie językiem, mając na uwadze swoją własną wrażliwość, aby to orędzie zostało zrozumiane i przyjęte. Pamiętajmy, że wiara umacnia się, gdy jest przekazywana!

Módlmy się dziś o to, abyśmy dali Jezusowi pierwsze miejsce w naszych sercach, abyśmy w Nim jednym szukali życia i nieśli Jego światłość światu. Pamiętajmy, że niesienie krzyża nie oznacza skazania się na smutne i przegrane życie. Daje nam ono moc do trwania przy ukrzyżowanym Chrystusie, nawet jeśli cena tego jest wysoka. Mamy tu do czynienia ze szczególną zależnością: im częściej umieramy z Jezusem przez nasze decyzje podejmowane w wierze, tym pełniej w Nim żyjemy. Nie bójmy się krzyża – przyjmijmy go!

W czasie Mszy świętej oddajmy cześć Jezusowi za to, że możemy stanąć z Nim na Kalwarii – miejscu uprzywilejowanym, miejscu wyzwolenia. Prośmy Ducha Świętego, by ukazał nam w pełni wolność, jaką wyjednał dla nas Jezus. Bóg nas kocha i chce naszego dobra, dlatego patrzmy z ufnością na krzyż!

ks. dr Ryszard Kempiak sdb


Podziel się tym wpisem: