Wyniki wyszukiwania dla:

Komentarz do Słowa Bożego 19 Niedziela

1 Krl 19, 4-8; Ps 34; Ef 4, 30-5, 2; 

J 6, 41-51

Żydzi szemrali przeciwko Jezusowi, dlatego że powiedział: „Ja jestem chlebem, który z nieba zstąpił”. I mówili: „Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: Z nieba zstąpiłem”. Jezus rzekł im w odpowiedzi: „Nie szemrajcie między sobą! Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. Napisane jest u Proroków: „Oni wszyscy będą uczniami Boga”. Każdy, kto od Ojca usłyszał i przyjął naukę, przyjdzie do Mnie. Nie znaczy to, aby ktokolwiek widział Ojca; jedynie Ten, który jest od Boga, widział Ojca. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, ma życie wieczne. Ja jestem chlebem życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: Kto go je, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało, wydane za życie świata”.

Człowiek jest istotą mającą wielorakie potrzeby: odczuwa głód i potrzebuje żywności, odzieży, mieszkania, pracy i wykształcenia – dziś może więcej niż kiedykolwiek. Wymienione elementy składają się na chleb życia, pojmowany w szerokim sensie, którego brakuje dziś milionom ludzi na świecie. Jezus był w wystarczającej mierze realistą, aby dostrzec ten głód, dlatego nauczył nas się modlić: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” (Mt 6, 11; Łk 11, 3).

Głód powszedniego chleba powinien być zaspokojony, lecz oprócz niego istnieje jeszcze inny głód i inne pragnienie, których chleb powszedni nie jest w stanie zaspokoić. Chleb powszedni syci tylko na chwilę, lecz istnieje też głód, który pozostaje, głód wiecznego życia, głód życia w pełni.

W czasie wędrówki przez pustynię, Bóg karmił swój lud manną. Manna na pustyni była Bożym darem dla ludu, który ustawał w drodze. Do tego wydarzenia nawiązał Jezus, przemawiając w synagodze w Kafarnaum, kiedy to słuchacze Jezusa, wobec obietnicy „chleba na życie wieczne”, odwołali się do Mojżesza i do manny. Jezus przyjął to porównanie jako punkt wyjścia, ale pokazał też jego niewystarczalność i powiedział: Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli” (6, 49). Jezus zapowiedział „prawdziwy chleb”. A to coś zupełnie innego. Należy uzmysłowić sobie, że u Ewangelisty Jana przymiotnik „prawdziwy” oznacza prawdę ostateczną, końcową, pełną. Stary Testament był tylko zapowiedzią, czego wyjątkowym przykładem może być przeczytany dzisiaj fragment nawiązujący do proroka Eliasza.

Prorok Eliasz żył w IX w. przed Chrystusem w królestwie północnym za panowania Achaba i jego pogańskiej małżonki Izebel, córki króla Tyru. Wraz z bogatym posagiem sprowadziła ona na dwór królewski kapłanów Baala, którzy propagowali kult tego bożka. Do walki z fałszywymi kapłanami Baala wystąpił prorok Eliasz, który pozostał wierny jedynemu Bogu. Musiał jednak uciekać na pustynię, gdyż Izebel chciała go zabić. Do tego zdarzenia nawiązuje pierwsze czytanie. Piękność tego opowiadania polega na tym, że Bóg wkroczył w momencie wielkiego upokorzenia Eliasza. Ucieczka i strach przeobraziły się w trudne do wypowiedzenia zniechęcenie. Zostawiwszy w mieście Beer-Szebie swego sługę, Eliasz podążył na pustynię. Po dłuższym marszu, bez jedzenia, położył się na ziemię, w małym cieniu, który znalazł, by nie zostać spalonym przez bezlitosne słońce pustyni, i uznał się za pokonanego: „Wielki już czas, o Panie”. Eliasz, zdawał się krzyczeć: „Nie, nie mogę więcej, Panie; Ty mnie rozczarowałeś, a nade wszystko rozczarowałem się sam sobą”. Jego pragnienie śmierci zostało spowodowane zniechęceniem na skutek doznanego upokorzenia.

Prawdopodobnie i my niejednokrotnie reagowaliśmy w taki sposób; uwierzyliśmy, że uda się nam tam, gdzie innym się nie powiodło, zaangażowaliśmy się z całą dobrą wolą, a potem spostrzegliśmy, że niczego nie udało się nam rozwiązać, że nie zmieniliśmy sytuacji. Ale w takich trudnych sytuacjach zjawia się Bóg. Wtedy, przy Eliaszu, pojawił się za pośrednictwem anioła: „A oto anioł, trącając go, powiedział mu: ‘Wstań jedz!’”. Eliasz popatrzył i ujrzał podpłomyk oraz dzban wody. Zaczął jeść, pić i znowu położył się, ale powtórnie anioł wrócił i trącając go, powiedział, by jadł, ponieważ musi przebyć długą drogę.

Po co dzisiaj przypominamy sobie to zdarzenie? Po co zostało ono zapisane w Biblii? Abyśmy mogli zobaczyć w tym opowiadaniu także Bożą pedagogię wobec każdego człowieka: poprzez sen i pożywienie, z miłością i bez udzielania nagany Bóg leczy człowieka, zachęca go, by się pokrzepił środkami, jakie daje natura. Pan pociesza zawsze z miłością, nie zniechęca swoich przygnębionych sług surowymi słowami: Dlaczego zachowałeś się w ten sposób? Nie wstyd ci, proroku, największy z moich proroków? Dlaczego zwątpiłeś we Mnie?

Popatrzmy, z jednej strony, Eliasz został z pewnością wzmocniony fizycznie przez sen, chleb i wodę, czyli przez rytm życia bardziej spokojnego, a z drugiej strony, dodało mu sił nieoczekiwane oświecenie: Anioł powiedział mu o drodze, którą miał przejść, drodze o pozytywnym celu, nawet jeśli ów cel znajdował się daleko. Eliasz więcej się już nie bał. Prawdopodobnie przeczuwał, że będzie dane mu pójść tam, gdzie narodziło się pierwsze przymierze, gdzie Jahwe dał siłę Mojżeszowi – że pójdzie na Horeb albo Synaj. Dzięki temu zrozumiał, że jego droga nie była tylko ucieczką, zdradą, przeciwnie: była dążeniem do początków monoteizmu, powrotem do czystości wiary Izraela, ożywieniem, odrodzeniem, aby na nowo rozpocząć w miejscu, z którego rozpoczęli starożytni ojcowie, na górze świętej, na górze Bożej.

„Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie mocą tego pożywienia szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb” (w. 8).

Dokąd żyjemy na ziemi jesteśmy w drodze, podobnie jak Izraelici wędrujący przez pustynię do Ziemi Obiecanej, podobnie jak prześladowany prorok Eliasz. W tej drodze często ustajemy, lądujemy na zielonej trawce pobocza. I jak Eliasz mówimy do Pana: Już mam dosyć, zabierz mnie, bo nie jestem lepszy od moich przodków. I chcemy umrzeć. Na tę trudną godzinę drogi Pan daje pokarm: w Starym Testamencie dał mannę, podpłomyk Eliasza i wodę, w Nowym daje nam swoje Słowo i Najświętszą Eucharystię.

W takiej perspektywie „cud dokonany wobec Eliasza” służy jedynie jako zapowiedź prawdziwego cudu, który realizuje się w osobie Jezusa Chrystusa. To Jezus jest ostatecznym darem Ojca dla narodu wybranego. Jest darem „chleba”. W Nim znajdują swoje wypełnienie najgłębsze ludzkie potrzeby. „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: kto we Mnie wierzy, ma życie wieczne” (J 6, 47). Wszystko zatem, co Bóg przekazał człowiekowi, odnajdziemy w Jezusie Chrystusie. Nie oczekujmy żadnego innego objawienia poza Nim. Ewangelia idzie jeszcze dalej – Jezus powiedział nie tylko: „Jestem chlebem życia, lecz także: Daję wam siebie jako chleb życia. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało [wydane] za życie świata. – Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.” Po usłyszeniu takich słów słuchacze Jezusa byli wręcz zaszokowani: Jak On może nam dać swoje ciało do jedzenia?” Uważali, że taka mowa jest dla nich nie do zniesienia, szemrali między sobą. Tłum nie chciał pogodzić się z oczywistością faktów i nawet nie próbował wyjść poza krąg własnych oczekiwań: „Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On nam teraz mówić: ‘Z nieba zstąpiłem’?” (J 6, 42).

Ówczesne szmery nie umilkły do dziś, owszem, stały się jeszcze głośniejsze. Również obecnie wielu ludzi nie wierzy we wcielenie Boga.

Wypowiedź Jezusa o „chlebie życia” kojarzy się zazwyczaj z Eucharystią. A tak prawdziwie, dopiero od wersetu 51. Eucharystia staje się sednem mowy Jezusa. Otóż, w centrum przeczytanego fragmentu rozdziału 6. Ewangelii Janowej, stoi osoba Jezusa Chrystusa. „Chlebem życia” nie jest najpierw chleb eucharystyczny, lecz jest to przede wszystkim sam Jezus. On jest Słowem, które stało się ciałem. Nieco upraszczając, możemy powiedzieć, że w pierwszej części mowy Jezus jest chlebem życia przez swoje Słowo. Nie przez przypadek w każdej Mszy św. najpierw jest „stół Słowa Bożego”, a dopiero później następuje właściwa Eucharystia. Zresztą, trzeba przypomnieć, że w rzeczywistości na pustyni Bóg dał swemu ludowi nie tylko chleb materialny, lecz również swoje Słowo, Prawo, Przymierze. Teraz nadeszła chwila daru ostatecznego, pełnego. „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: ‘Kto [we Mnie] wierzy, ma życie wieczne’”.

Ewangeliczne wypowiedzi brzmią tak, jakby były skierowane bardziej do nas niż do ówcześnie żyjących ludzi. Wielu z nas niemal spala się w głodzie życia doczesnego i w trosce o zaspokojenie codziennych potrzeb. Zapominamy, że życie to coś więcej, że znaczy ono więcej niż jedzenie, picie, umiarkowana zamożność, a od czasu do czasu rozrywka i przyjemność. Wszystko to jest dobre tylko na chwilę, lecz nie daje szczęścia i nie zaspokaja głodu prawdziwego życia. Św. Augustyn pięknie to streścił w znanym zdaniu: „Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Tobie, czyli w Bogu”. Jedynie Bóg jest w stanie ukoić tęsknotę naszych serc i zaspokoić głód życia. ZAUFAJMY BOGU!

ks. dr Ryszard Kempiak sdb


Podziel się tym wpisem: