Komentarz do Słowa Bożego 31 Niedziela
XXXI NIEDZIELA ZWYKŁA
Ml 1, 14b-2,2b.8-10; Ps 131; 2Tes 2, 7b-9,13;
Mt 23, 1-12
Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: „Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. A wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.
Potrzeba refleksji nad Słowem Bożym jest wpisana w strukturę SPOTKANIA Z BOGIEM, które ma miejsce w czasie Eucharystii. Niestety, współczesnemu człowiekowi, a więc i nam taka refleksja nie przychodzi łatwo i spontanicznie. Potrzebny jest wysiłek i osobiste zaangażowanie. A przede wszystkim trud podjęty dla zrozumienia tego, co Bóg tu i teraz do nas mówi.
Fragment Księgi proroka Malachiasza, który żył w Jerozolimie między rokiem 500 a 450, to bardzo impulsywny pamflet pod adresem kapłanów; jest to surowe upomnienie skierowane do kapłanów Starego Przymierza. Dlaczego? Zeszli oni bowiem z drogi swego powołania, nie głosili chwały imienia Bożego i stronniczo udzielali pouczeń. I co więcej, schodząc z drogi Bożej, pociągali za sobą innych. Słyszeliśmy słowa proroka: „wielu doprowadziliście do sprzeniewierzenia”. Prorok, przepowiadający kapłan miał głosić wolę Bożą, głosić to, co się Bogu podoba i czego Bóg wymaga. Niestety tak się nie działo. Stąd, prorok właśnie kapłanów obarcza odpowiedzialnością za upadek życia religijnego. Malachiasz zastał kapłanów rozczarowanych, wplątanych w politykę i uwikłanych w nikczemności ludu. „Nikt już nie wierzy!” Kapłani zatracili swoją misję. Malachiasz przypomina im ich wielką odpowiedzialność i oświadcza, że ich święta posługa jest uciążliwa tylko wtedy, gdy się ją spełnia bez wiary i bez miłości. „Dla was kapłani, jest to upomnienie! Jeśli nie usłuchacie i nie weźmiecie sobie do serca tego, iż macie oddawać cześć memu imieniu, rzucę na was przekleństwo”. Twarda jest ta mowa, ale w podobnym duchu po kilku wiekach zabrał głos Jezus.
Przejdźmy do Ewangelii, aby się o tym przekonać. Tym bardziej, że są ludzie, którzy wypaczają obraz Jezusa i widzą w Nim łagodnego sentymentalistę, który nigdy nie uniósł się gniewem z powodu grzechów i pragnął tylko, aby wszyscy byli szczęśliwi. Tacy ludzie mają trudność z pogodzeniem swoich poglądów z opisem gniewnych słów Jezusa, które odnotowuje choćby dzisiejsza Ewangelia. Dlaczego Jezus wybuchnął gniewem, dlaczego wypowiadał tak ostre sądy? W końcu uczeni w Piśmie i faryzeusze nie byli do końca złymi ludźmi. Wierzyli w Boga i wiernie zachowywali wszystkie przepisy Prawa, które według ich przekonania pochodziły w całości od Boga.
Otóż, Jezus umiejący czytać w ludzkich sercach przejrzał ich obłudę i wiedział, że ci, którzy uważali się za wierzących i stali na czele ludu, byli bardziej niebezpieczni od grzeszników, którzy nie wierzyli. Faryzeusze widzieli jedyną szansę dla zachowania swej odrębności narodowej, jedyną więź cementującą społeczeństwo w powszechnym i ścisłym przestrzeganiu prawa Bożego i tradycji religijnych. I tu zaczął się dramat, bo faryzeusze jako grupa społeczna chcieli być najwierniejsi Prawu. Stąd szybko przestrzeganie przepisów stało się dla nich sprawdzianem miłości Boga. Szczególny zaś nacisk kładli, niestety, na to, co zewnętrzne, a więc na zachowanie czystości rytualnej, nakazanej przez Prawo. Pod wpływem zaś ustnej interpretacji posuwali wymagania w tej sprawie aż do absurdu. W efekcie ich religijność cechowało przeakcentowanie praktyk zewnętrznych i przesadne przywiązanie do litery Prawa z równoczesnym zaniedbywaniem tego, co istotne: miłości. Wybijając się w tym, faryzeusze stawali się zarozumiali i pogardzali innymi. Uważali, że samodzielnie spełniając swoje własne uczynki, czynią Boga swoim dłużnikiem, który musi im wynagrodzić za to. Od religijności czysto zewnętrznej jest zaś tylko krok do ostentacji i robienia pozorów, i faryzeusze zrobili ten krok. Stróże wiary – stali się jej żandarmami. Kierownicy sumień stali się małostkowymi analitykami przypadków teoretycznych, omijając konkretne życie ludzkie. Mieli upraszczać egzystencję ludziom, tymczasem wszystko poplątali. Toteż nie dziwią nas ostre słowa Jezusa, które odnotowane przez Mateusza mają przestrzegać ludzi Kościoła przed faryzejską przesadę.
W przeciwieństwie do kapłanów chłostanych słowami Malachiasza czy faryzeuszy krytykowanych przez Jezusa w osobie Apostoła Pawła mamy obraz kapłana według Ewangelii. Św. Paweł dobrze wiedział, przez kogo i w jakim celu został wezwany, wiedział również, od kogo i do kogo był posłany. On wiedział też, że jest w służbie Boga, który zbawia ludzi w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Paweł osiągnął niewiarygodny stopień zrozumienia innych i życzliwości. Mógł wyznać wobec wspólnoty z Tesalonik: „Stanęliśmy pośród was pełni skromności. Odwołał się do troskliwości matczynej: Jak matka karmi swoje dzieci i ma o nie staranie…” Jakie oddanie! Jaki trud! Jaka praca, aby swobodnie i bezinteresownie głosić Ewangelię Bożą! On wiedział, że warto poświęcić swoje życie dla głoszenia słowa Bożego. Nie pragnął żyć dla siebie, lecz dla oddania swego życia!
Dzisiejsze Słowo Boże może wywołać w nas opór, gdyż kwestionuje nasz faryzeizm i wynikające z niego postawy i zachowania, z którymi nam jest dobrze, a nawet czasami wygodnie. Słuchanie Bożego Słowa ma jednak prowadzić do osądzenia swojego życia w świetle Słowa Bożego. Osądzanie winno być konkretne, winno docierać do wszystkich konkretnych sytuacji, postaw życiowych, problemów, konfliktów, z których utkane jest nasze życie codzienne. Spróbujmy więc dziś osądzić swoje życie w świetle Bożego Słowa, a następnie zaakceptować wszystko, co Ono odsłoniło i wyrazić gotowość podjęcia trudu i ofiary, aby uzgodnić swoje życie z tym, co wypływa ze słuchania Boga.
Oto kilka sugestii… Każdy musi szukać swojego własnego sposobu owocnego słuchania Słowa.
Powołany musi wypełniać wymagania Boże, i to nawet wtedy, gdy one są niepopularne i nie odpowiadają słuchaczom. Dlatego zdarza się mu, że jest niemodny, niepraktyczny, brak mu realizmu. Niestety to nie byłby żaden prorok, gdyby głosił tylko miłe i populistyczne prawdy. On musi umieć się narazić, być gorzki i niepopularny – po to Bóg go powołał.
Jezus jako Wielki Prorok, odpowiedzialny za właściwe ustawienie ludzkich sumień, nie mógł przejść obojętnie obok zgorszenia dawanego przez ówczesnych przywódców religijnych. Dlatego uczy krytycznego spojrzenia na ludzi odpowiedzialnych za przekaz życia religijno-moralnego w społeczeństwie. Domaga się od uczniów dowartościowania podanej przez uczonych w Piśmie nauki, bo ta nie jest ich, ale Boga, a równocześnie pragnie, by dostrzegli brak konsekwencji w ich życiu. „Mówią bowiem, ale sami nie czynią”.
Słuchając fragmentów Ewangelii, przedstawiających polemikę Jezusa z faryzeuszami, łatwo jest pomyśleć: „ale Chrystus dał popalić tym faryzeuszom”. I na tym koniec. Tymczasem duch faryzejski zagraża nam wszystkim. Łatwiej bowiem przybierać pozory religijności niż myśleć i żyć według Ewangelii. Łatwiej jest praktykować, niż żyć miłością Boga i bliźniego. Na czym polega faryzeizm dzisiaj? Właśnie na spełnianiu najrozmaitszych praktyk religijnych, jak: modlitwa, liturgia godzin, codzienna Eucharystia, różaniec… oraz na zachowywaniu przykazań i przepisów, reguł w sposób drobiazgowy, biorąc je dosłownie, ale za tą fasadą kryje się życie dalekie od Ewangelii. Faryzeusz dba o szyld żarliwości religijnej, dba o opinię, pozory. Pomimo tego, że żyje często bardzo powierzchownie, robi wszystko, aby to nie wyszło na zewnątrz. Skoro zaś dzięki temu cieszy się poważaniem innych, dochodzi do pewności, iż jest doskonałym chrześcijaninem. Zaczyna mieć też pewność, że i Bóg może się chlubić posiadaniem takiego sługi, który tak trudzi się dla Jego sprawy. Co robić, aby nie popaść w faryzeizm? Musimy często robić poważny przegląd własnego życia, czyniony z całą jasnością, prawdą i pokorą.
Pamiętajmy też, że jeśli ktoś dziś próbuje krzyczeć czy rozkazywać z ambony, czy od ołtarza, to jest poza obowiązującym stylem Kościoła. Uprzytomnijmy sobie dobrze, że w dzisiejszym Kościele ideałem apostoła są ci głosiciele, którzy jak św. Paweł wobec Tesaloniczan stają „pełni skromności, jak matka troskliwie opiekująca się swymi dziećmi, pełni życzliwości”, którzy wraz z nauką Bożą – dają samych siebie. On dawał bez ograniczeń, jak matka. Nie chciał się zadowolić samym przekazaniem Ewangelii, ale dał samego siebie, wszystko, czym był, pracując dzień i noc pośród tortur i umęczenia dla ewangelizacji. Nie zmieniał wiary według swego upodobania ani upodobania słuchaczy, ale przeciwnie, nie posługiwał się demagogią: pouczał Słowem Bożym, takim jakie ono było, nie słowem ludzkim, ale Bożym. Nie zmieniał Ewangelii pod wpływem modnej łatwizny czy obiegowej mentalności.
Na koniec wypadałoby życzyć sobie nawzajem, aby słowa skierowane przed laty do Tesaloniczan mogły odnosić się również do nas: „Dlatego nieustannie dziękujemy Bogu, bo gdy przyjęliście Słowo Boże, usłyszane od nas, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale – jak jest naprawdę – jako Słowo Boga, który działa w was wierzących” (1 Tes 2, 13).