Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: „Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem”. Lecz On mu odparł: „Napisane jest: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”. Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na narożniku świątyni i rzekł Mu: „Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: »Aniołom swoim rozkaże o Tobie, a na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”. Odrzekł mu Jezus: „Ale jest napisane także: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego”. Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: „Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon”. Na to odrzekł mu Jezus: „Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”. Wtedy opuścił Go diabeł, a oto aniołowie przystąpili i usługiwali Mu.
Czas przygotowania paschalnego – Wielki Post – to przede wszystkim czas odnalezienia prawdy o sobie i szczerości. Nie jest to tylko czas pokuty, czyli czas, kiedy trzeba „spełnić” jakieś szczególne dzieło miłosierdzia czy umartwienia, ale czas, by znaleźć prawdę o swoim istnieniu. Czas Wielkiego Postu to czas szczególnie intensywnej refleksji nad własnym życiem, czas otwarcia się na działanie Boga. Rozpoczęliśmy go w środę popielcową i w kolekcie Eucharystii prosiliśmy o moc do walki z szatanem: „Boże, daj nam zacząć okres pokuty, aby nasze wyrzeczenia umocniły nas do walki ze złym duchem”. Wielki Post okazuje się, liturgicznie rzecz biorąc, czasem modlitewnej walki duchowej. Przypominamy sobie o istnieniu Przeciwnika, o jego fundamentalnie złych wobec człowieka zamiarach i o potrzebie podjęcia trudu, aby stać się wobec niego wewnętrznie mocnym.
W czasie przygotowania paschalnego, u początku drogi odnowy i nawrócenia pragniemy odkrywać w SŁOWIE BOŻYM istotne dla nas, dla naszego duchowego wzrostu bogactwo. Lud Boży w każdym momencie historii doświadcza jak TRUDNA JEST WIERNOŚĆ BOGU. I stąd, każdego roku na początku Wielkiego Postu Liturgia Słowa – Ewangelia przywołuje nam na pamięć SCENĘ KUSZENIA PANA JEZUSA. Słyszeliśmy: „Wtedy Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła…” Pamiętajmy, że to co opisuje nam dzisiejsza Ewangelia, nie jest tylko pedagogicznym przykładem, jak opierać się pokusom. Taki przykład byłby bezużyteczny, gdyby Jezus rzeczywiście nie był kuszony.
Bóg szanuje wolność człowieka. Mówi ustawicznie: „Jeśli chcesz być moim uczniem…” Zostawia swoje słowo w sercu człowieka jak siewca ziarno w ziemi – z zaufaniem. Reszta należy do nas. Jeśli chcesz, możesz przyjąć słowo. W tej wolności rodzi się wiara, jest odpowiedzią człowieka na słowo Boga. To Boże słowo jest czasem bardzo trudne, czasem jakby wbrew możności uwierzenia. Ale to mówi Bóg, a On nie kłamie, słowa nie zmienia. Z wiary w to słowo rodzi się modlitwa, a z niej rodzi się nowe, przepełnione Bogiem życie człowieka.
To prawda, że wąż był „bardziej przebiegły, niż wszystkie zwierzęta lądowe” (Rdz 3, 1). Ale też miał szczęście, bo udało mu się spotkać dwa stworzenia, które, choć wyposażone w rozum, ośmieliły go swoją naiwnością i pychą, i w ten niedorzeczny sposób wywyższyły jego inteligencję. Nie powinniśmy łudzić się, że zwalczymy przeciwnika przebiegłością. Możemy się z nim zmierzyć albo lepiej – ominąć go – jedynie wtedy, gdy będziemy postępować drogą roztropności. Sztuka diabelska nie polega tylko na tym, że diabeł nosi zupełnie przeciętną twarz (albo w ogóle nie ma twarzy), ale że przekonuje nas, abyśmy i my przybrali przeciętne, nijakie rysy.
Zauważmy, iż w pierwszej pokusie Szatan nakłania Jezusa do przeobrażenia kamieni w chleby – rzecz, na którą może pokusić się człowiek poszczący przez czterdzieści dni i posiadający moc czynienia cudów. Pomijając ten pierwszoplanowy motyw, odpowiedź Jezusa ukazuje prawdziwy sens pokusy: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4, 4).
Kusiciel mówi: „Pomóż sobie samemu; potrzebujesz tego i to możesz uczynić”. Jezus odpowiada mu, przywołując na pamięć Bożą opiekę. Podobnie jak lud na pustyni, tak samo i On w czasie swojego pobytu na pustyni chce zawierzyć tylko Bogu. Wtedy jednak lud nie mógł czynić inaczej; na pustyni brakuje wszystkiego, łącznie z jedzeniem i wodą; tylko Bóg (!) mógł dać im pożywienie. Jezus natomiast rozszerza to całkowite zaufanie Bogu: nie tylko na pustyni, lecz zawsze uczniowie Jezusa muszą oczekiwać wyłącznie od Boga koniecznego pokarmu. Każda inna troska, różna od troski o Boga i o Jego królestwo, jest więc nieuzasadniona; co więcej, jest bałwochwalstwem. Pomyślmy, Jezus ukazuje nam, że na tym zaufaniu jedynemu Bogu nic nie tracimy. Nie czyni dla siebie chleba, lecz oczekuje go jak manny z nieba. Później jednak nie tylko jeden raz, ale nawet dwa razy przemienia nie tyle kamienie w chleb, co z pięciu chlebów czyni sto i więcej. Pokazuje w ten sposób, że On sam jest Chlebem z nieba, Słowem, które pochodzi z ust Bożych, i że rzeczywiście karmi tych, którzy na pustyni odczuwają głód (por. J 6) i Jego uczniom niczego zatem nie zabraknie (Mk 8, 14-21).
Odpowiedź Jezusa – po drugiej pokusie – pogłębia nasz obraz Boga i sens pierwszego przykazania. Bóg nie tylko jest Jedynym, który może podtrzymać moje życie, ale także Jedynym, który dysponuje moją osobistą historią. Jeślibym uskarżał się na nią, tym samym uskarżałbym się na Boga. Chciałbym, aby Bóg był „inny”. Chciałbym wymusić cud, który prowadzi do manny. Albo chciałbym Boga „innego” Boga mojego życia, takiego, jakiego ja sobie wyobrażam. Bóg rozpoczął już swoje dzieło miłości we mnie. „Nie wystawiać Go na próbę” oznacza więc: nie niszczyć tego Jego planu miłości; nie uciekać przed Jego miłością nawet wtedy, gdy przekracza ona moje zrozumienie. Jezus nie zgadza się na otrzymanie od Boga łatwego triumfu, ponieważ wie w głębi serca, że Ojciec Go kocha.
Czym jest dla każdego z nas trzecia pokusa? Czynię sobie bożka w dwóch okolicznościach. Po pierwsze wtedy, gdy oczekuję od niego dobra, które może dać tylko Bóg. Nie oznacza to dla mnie, być może, władzy nad całym światem (nad moim małym „całym światem”), ale doskonałe szczęście, zadowolenie, realizację siebie, czyli krótko: zbawienie. Po drugie zaś, gdy oczekuję tego zbawienia od kogoś albo od czegoś, czemu oddaję prawdziwy kult. Jest to wówczas dla mnie wartością nadrzędną, absolutną, przed którą wszystkie inne muszą ustąpić miejsca i dla której jestem gotowy na każdą ofiarę oraz której poświęcam w rzeczywistości każdą inną rzecz. Trzecia pokusa Jezusa jest dla nas najważniejsza, albowiem wzywa nas ona do rozpoznania naszych bożków.
Nie wystarczy jednak tylko zdemaskować bożka czy bożki mego życia. Dlatego w odpowiedzi kusicielowi Jezus odwraca pierwsze przykazanie, cytując je w sposób pozytywny. Zamiast: „Nie będziesz oddawał im (bożkom) pokłonu, ani służył” (Pwt 5, 9), mówi On: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”. Nie chodzi tu tylko o przestrzeganie zakazu oddawania czci bożkom, ale raczej o to, co ten zakaz ma wyrażać: o absolutną jedyność Boga. Także ta jedyność może się wyrazić właściwie tylko w języku miłości: „Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6, 5). Miłość, która nie jest pełna, która się dzieli na drobne i rozprasza, która kocha tylko połową serca, nie jest prawdziwą miłością. Bóg nie jest tylko Tym, który podtrzymuje moje życie i je żywi. Nie jest tylko Panem mojej osobistej historii. Jest w moim życiu także absolutnie jedynym: dla Niego całe moje życie może i musi mieć znaczenie; tylko od Niego oczekuję realizacji mego życia; do Niego mogę, jako ta jedyna, niepowtarzalna osoba, całkowicie należeć.
Diabeł kusi najczęściej wtedy, kiedy jesteśmy czymś bardzo wypełnieni, albo kiedy czegoś nam brakuje. Dlatego trzeba nam zawsze bać się, zwłaszcza w chwilach duchowego uniesienia, albo duchowego ubóstwa. Wtedy trzeba nam być jak najdalej od niego, a jak najbliżej Boga. Na takie wypadki Jezus daje nam przykład i ukierunkowujące słowo. Nie twierdzi, że głodnemu ciału nie trzeba chleba. Tylko to mówi, że nie trzeba mu dawać chleba za cenę utraty ufności w Boga, który da we właściwym czasie wszystko każdemu, kto spełnia Jego życzenia.
Stanowisko, jakie zajął Jezus na szczycie świątyni wobec diabła jest słowem o tym, że w żadnym przypadku nie można pełnić woli Ojca diabelskimi sposobami. Jest to także wezwanie, by natychmiast skontrolować wszystkie swoje apostolskie środki i metody… Wielki Post nie powinien by upłynąć bez dokładnego przypatrzenia się i skontrolowania celów, które chcemy osiągnąć jak i sposobów, którymi przy tym się posługujemy. Odłożyć na potem a następnie zapomnieć o tym postanowieniu, o tym sprawdzeniu – oznaczałoby, że ulegliśmy diabłu.
Słowo Boga pełne mocy potrafi zmieniać rzeczywistość. Czy potrafi zmienić dzisiejszego człowieka? Dlaczego ludziom początku XXI wieku prędzej czas zmienia twarze niż słowo Pana serca? Czy docierające do nas Boże Słowo ma wpływ na kształt naszego życia? Czy jest w nas, słuchaczach, głębokie przekonanie o wszechmocy Boga, wiara w skuteczność słowa Chrystusa? Czy jest dobra wola otwarcia się na nie? Czy w tym momencie – pragniemy podjąć trud zrozumienia Słowa? Czy jest w nas podobnie głęboka wiara jak wiara owej kobiety cierpiącej na krwotok, o której mówi Ewangelia. Idąc na spotkanie z Jezusem miała jedno pragnienie: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa” (Mt 9, 21). Tylu ludzi dotykało Jezusa, a przecież uzdrowienia, umocnienia i przemienienia w tym tłumie doznała tylko ona.
Podczas Wielkiego Postu wartość słowa Bożego staje się a nowym bodźcem, słowo wydaje nam się pociągające i pożyteczne. Człowiek – jak nas zapewnia Biblia – żyje nie tylko materialnym chlebem, ale też „wszystkim, co pochodzi z ust Boga”, a więc przede wszystkim Jego SŁOWEM. Żyjmy więc SŁOWEM!