Ktoś z tłumu rzekł do Jezusa: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem”. Lecz On mu odpowiedział: „Człowieku, któż Mnie ustanowił nad wami sędzią albo rozjemcą?” Powiedział też do nich: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to życie jego nie zależy od jego mienia”. I opowiedział im przypowieść: „Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał w sobie: „Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów”. I rzekł: „Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe moje zboże i dobra. I powiem sobie: Masz wielkie dobra, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!” Lecz Bóg rzekł do niego: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, co przygotowałeś?” Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty u Boga”.
W ludzkiej kulturze pojawiają się wizje życia, które redukują jego obszar tylko do wymiaru ziemskiego. Już Stary Testament wyraźnie występuje przeciwko takiej tendencji. Wyjątkową w tym względzie jest Księga Koheleta, z której pochodzi dzisiejsze pierwsze czytanie. Kohelet – Eklezjastes, utożsamiając się z Salomonem, dokonał swoistego zabiegu literackiego, aby swoim słowom nadać większego autorytetu i wiarygodności. Można też przyjąć, że termin Kohelet nie jest imieniem własnym, ale nazwą określającą zadanie wykonywane przez tego mędrca. Polegało ono na zbieraniu wszystkich ważniejszych doświadczeń własnych i cudzych, poddaniu krytycznej, mądrościowej ocenie i ustaleniu ich rzeczywistej wartości i przydatności.
Nie znamy prawdziwego imienia Koheleta ani wieku. To, że jest stary, wnioskujemy z dużym prawdopodobieństwem z jego tekstu. Bowiem jego celem jest dokonanie bilansu życia ludzkiego: jego sensu i wartości. Cały bilans ludzkiego życia zawarł na osiemnastu stronicach Biblii hebrajskiej. Natomiast, wynik tej trudnej i żmudnej pracy został ujęty w krótkie, dobitne stwierdzenie, które można uważać za motto mające na uwadze treść całej Księgi. Brzmi ono: „Marność nad marnościami, mówi Kohelet, marność nad marnościami, wszystko jest marnością” (1, 2). Aby zrozumieć wymowę tego dramatycznego okrzyku, należy przede wszystkim ustalić znaczenie mrożącego słowa „marność” (hebel), które powraca aż 38 razy w tej Księdze, uwypuklając jej pesymistyczny charakter. Nie wnikając w szczegóły można przyjąć, że termin „marność” jest równoznaczny z wyrażeniem „pogoń za wiatrem”. Kohelet odnosi to wyrażenie do wszystkich rzeczy tego świata, które podobnie jak wiatr i powietrze są nietrwałe, szybko przemijają, nie stanowią trwałego oparcia dla człowieka. To ogólne stwierdzenie, oddające przewodnią myśl całej Księgi, otrzymuje w jej treści odpowiednie uzasadnienie.
Wykaz zagadnień budzących niepokój mędrca otwiera pytanie o sens ludzkiego trudu na ziemi, która jest tylko miejscem przejściowym dla zamieszkujących ją pokoleń. Jako dobry obserwator stwierdza, że praca nie zapewnia człowiekowi trwałych korzyści na ziemi; że ziemia nie potrafi zaspokoić aspiracji człowieka; że człowiek nie zostawia po sobie żadnej pamięci. Życie, mówi on, jest nieskończenie bardziej skomplikowane niż to się wydaje. Nie istnieją recepty, które wpłynęłyby na powodzenie czy porażkę w życiu. Nawet życie na pozór najobficiej obdarowane jest, jak twierdzi Kohelet, opłakaną obłudą. Dlaczego nie ma harmonii między człowiekiem i stworzeniem? Odpowiedź jest jasna. Same z siebie dobre, stworzenia zawsze przynoszą zawód komuś, kto odczuwa w sercu posmak wieczności. Do szaleństwa pragnący nieskończoności, człowiek zbyt wiele wymaga od przemijającego stworzenia. „Pragniemy zamienić w wieczność te krótkie chwile zadowolenia” (Mauriac). A przecież jedynie Bóg może zaspokoić pragnienia człowieka.
Refleksje wokół Księgi Koheleta prowadzą nas bezpośrednio do Łukaszowej Ewangelii, w której Ewangelista przestrzega, że uczniom Chrystusa grozi chciwość, żądza bogactwa i dobrobytu. Oddaje więc głos komuś z tłumu (12, 13), tak jakby chciał powiedzieć, że te troski nie powinny obchodzić uczniów. Z najbliższego kontekstu wynika jednak, że nauka jest adresowana do uczniów. Oto, Jezus został poproszony o interwencję w kwestiach rozdziału dóbr materialnych. Nie jest On przeciwny sprawiedliwemu podziałowi dóbr, ale przy tej okazji, na pierwszym miejscu, pragnie ostrzec swoich uczniów przed niebezpieczeństwem, jakie może nieść ze sobą bogactwo: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości”. Potem dopiero opowiada przypowieść, która może pomóc dwom braciom rozwiązać spór o podział majątku. Opowiadanie ilustruje sytuację obfitości i problem użycia dóbr. Wszystko, moglibyśmy tak powiedzieć, dzieje się w głowie bogacza. Troska bogacza nie dotyczy powiększania swojej fortuny. On uważa, że już wystarczająco nagromadził, by odtąd mógł wieść beztroskie życie. Prawdą jest, że opowiadanie nie formułuje żadnej skargi, lecz zadowala się określeniem bogacza jako „głupca” (12, 20). Głupiec nie z powodu prostego faktu, że ma fortunę (12, 16), ani dlatego, że umiał przewidzieć jak trzeba, gdy chodziło o zebranie i złożenie swoich dóbr w bezpieczeństwie (12, 17n). Również nie dlatego, że umiera przed możliwością radowania się swoimi dobrami (12, 20). Jeśli jest określony jako głupiec, to jedynie z powodu powziętej decyzji odnośnie korzystania ze swoich dóbr (12, 19): „Jedz, pij i baw się.” W krótkowzroczny sposób, bogacz zdecydował wszystko zainwestować w teraźniejszość: „Jedzmy i pijmy, gdyż jutro pomrzemy.” Bogacz pomylił się, wyobrażając sobie, że jego życie zależne jest od jego majątku. W ten sposób odwrócił swoje życie od prawdziwego źródła. Jedynym panem życia nie jest pieniądz, lecz Bóg. Głupi jest człowiek, który liczy tylko na bogactwo, aby dojść do celu swego życia. Zapomniał on, że przyszłość nie należy do niego i nie należy ona do kategorii dóbr i zalet, która może zapewnić obfitość materialną. Bogactwa mogą jedynie pozwolić na zorganizowanie jego egzystencji, ale nie na osiągnięcie radykalnego panowania nad życiem. Obfitość może czemuś służyć, ale niczemu decydującemu, w każdym razie nie w „ocaleniu życia”.
Do przypowieści o nierozsądnym bogaczu Łukasz dodaje sentencję, która wprowadza nowy element: „Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem”. Jest to pilne wezwanie skierowane do bogaczy, aby wyrzekli się egoistycznego używania swoich dóbr i korzystali z nich w celu przez Boga zamierzonym. Rzeczywiście, jedynym sposobem, aby nie gromadzić dóbr na pewną stratę, jest bogacić się ze względu na Boga, czyli umieszczać swoje bogactwa w niebie, rozdając je ubogim, których święty Bazyli nazywa „wystarczającymi spichlerzami”. Oto najpewniejsza lokata.
Postawa bogacza razi tym bardziej, że bezpośrednie otoczenie opowiadania jest wypełnione nawoływaniami Jezusa dotyczącymi właśnie otwarcia się i ufności względem Boga. „Nie obawiajcie się, Bóg się o was troszczy” jest powtórzone na dwa różne sposoby, przed i po historii bogacza. „Nie bójcie się. Duch Święty pouczy was o tym, co będziecie mieli mówić” przypominał uczniom Jezus (12, 11n); „nie obawiajcie się, w co przyodziać wasze ciało”, powiedział w 12, 22. Bogacz całkowicie zapomniał uczynić się „bogatym w oczach Boga.” Co więc powinien uczynić? Zamiast gromadzić skarby dla siebie samego, powinien starać się uczynić „niewyczerpalny skarb w niebiosach” (12, 33b). Ale jak? Dzieląc się z innymi (12, 33a), bo pieniądz i korzystanie egoistyczne z luksusów, na jakie pozwala czyni ślepym na innych i ich potrzeby. Zamykając się na innych, zamyka się na Boga. Kto gromadzi skarby dla siebie samego zamiast dzielić się z innymi nie będzie umiał uczynić się „bogatym w oczach Boga.”
Aby łatwiej było stawać się „bogatymi przed Bogiem”, św. Paweł przypomina, aby umieścić Chrystusa i Jego naukę na pierwszym miejscu w hierarchii wartości. To On, przez swe zmartwychwstanie stał się jedynym Panem i jedynym Pośrednikiem. Z tego pierwszeństwa wypływa – mówi Apostoł Paweł – pierwszeństwo życia wewnętrznego. Tu na ziemi, zalążek zmartwychwstania mocno jest ukryty w głębi naszej istoty i odznacza się jeszcze słabością; niemniej jednak nie powinniśmy ustawać w pracy nad przeobrażeniem naszej osoby aż do dnia, w którym ukażemy się w prawdzie, z Chrystusem objawiającym się w chwale. Nie pozostaje nam nic innego, jak usiłować już dzisiaj żyć tak, jak będziemy żyli w Dniu Pańskim. Skąd to oglądanie się i wahanie, aby „przyoblec nowego człowieka”? Czy tak dalece przylgnęliśmy do „działalności starego człowieka”, który się w nas rozgościł? Nie pozostawajmy ludźmi przeszłości! Przecież posiadamy wszystko, aby być „tym, którego Chrystus wciąż czyni nowym na swój obraz, aby doprowadzić go do prawdziwego poznania”.