Wyniki wyszukiwania dla:

Komentarz do Słowa Bożego 5 Niedziela Wielkanocna

V NIEDZIELA WIELKANOCNA

Dz 14, 21-27; Ps 145, 8-13; Ap 21, 1-5a;

J 13, 31-33a.34-35

Po wyjściu Judasza z wieczernika Jezus powiedział: ”Syn Człowieczy został teraz uwielbiony, a w Nim został Bóg uwielbiony. Jeżeli Bóg został w Nim uwielbiony, to Bóg uwielbi Go także w sobie samym, i zaraz Go uwielbi. Dzieci, jeszcze krótko – jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale – jak to Żydom powiedziałem, tak i teraz wam mówię – dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie. Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”.

            Ewangelia według św. Jana od rozdziału 13 do 17 zapoznaje nas z całą serią wystąpień Jezusa, które nazywamy mowami pożegnalnymi, a które są swoistym TESTAMENTEM PANA. Wyraża on Jego troskę o małą grupkę uczniów oraz tych, którzy dzięki ich słowom będą wierzyć (por. J 17, 20).

            Począwszy od piątej niedzieli Wielkanocnej, Ewangeliści zaczynają wskazywać na Wniebowstąpienie Chrystusa i Zesłanie Ducha Świętego. Jezus mówi uczniom, że nadszedł czas Jego odejścia. Z własnego doświadczenia wiemy, że gdy przychodzą trudne chwile rozstania, często bezradnie, bo i tak niczego to nie zmieni, szukamy pociechy w słowach. Pan Jezus i w tym był do nas podobny. On także, jak każdy człowiek, doświadczył bólu odejścia. Wiedział, że odtąd już nic nie będzie takie samo. Zmieni się sposób spotykania z uczniami. Nie będzie wspólnego wędrowania po drogach Galilei i Judei. Tak potrwa przez jakiś czas, aż do zmartwychwstania umarłych i Jego powtórnego przyjścia. Uczniowie niczego nie rozumieli, byli zaniepokojeni. Nie wiedzieli, że czas rozstania będzie dany dla ich wzrostu.

            Jan wprowadza nas do Wieczernika, w którym Jezus zgromadził swoich Apostołów na ucztę pożegnalną. Warto zauważyć, że Pan Jezus wygłosił mowę pożegnalną po wyjściu Judasza z Wieczernika. Uczniowie byli na uczcie, celebrowali braterstwo, celebrowali swoją bliskość z Jezusem. Była to ostatnia uczta – jakoś to czuli. Ale Judasz wyszedł. Ktoś, komentując ten fragment Ewangelii napisał, że Judasz wyszedł, bo miał ciągle wiele rzeczy do zrobienia i dlatego nie został, żeby celebrować braterstwo, przyjaźń, pożegnanie. Nie został, żeby celebrować Ostatnią Wieczerzę i pierwszą Eucharystię. Nie został, bo miał coś do zrobienia.

Po wyjściu Judasza z Wieczernika, Jezus znalazł się w sytuacji szczególnej poufności z Jedenastoma. Jezus rozpoczął swą Godzinę triumfalnym okrzykiem: „Teraz Syn Człowieczy został uwielbiony i Bóg został uwielbiony w Nim”. Wybiło pierwsze uderzenie Godziny Jezusa, tej Godziny, która według świętego Jana obejmuje śmierć, zmartwychwstanie, wniebowstąpienie i zesłanie Ducha Świętego. Jezus przygotowywał swoich przyjaciół do nowej sytuacji. Godzina ta była nacechowana nieuchronnie zbliżającą się chwilą śmierci. Serce Jezusa było przepełnione sprzecznymi uczuciami: nie chciał umierać, ale nie miał też zamiaru uciekać. W końcu nadeszła godzina jego „odejścia”. A nie było pewne, czy uczniowie będą nadal razem, podobnie jak nie było pewne, czy wytrwają przynajmniej w jedności i zachowają wolę głoszenia Ewangelii aż po krańce świata. Ta wieczerza była tą chwilą, w której Jezus pragnął przekazać swym uczniom dziedzictwo rozpoczętej drogi. Zwracając się do Jedenastu, powiedział: „Daję wam nowe przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali (…) Po tym wszyscy rozpoznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będziecie się wzajemnie miłować”.

To nie pierwszy raz, jak mówił o tym przykazaniu, jednak teraz uczynił to w sposób podniosły, jak przy przekazywaniu testamentu. Oczywistą wolą Jezusa było stworzenie z tych uczniów prawdziwej wspólnoty miłości, takiej wspólnoty braterskiej, jakiej ludzie sami stworzyć nie potrafią. Tylko Jezus potrafi stworzyć wśród ludzi nową przyjaźń, która byłaby braterska, głęboka i wolna od rywalizacji. Dlatego, wobec zbliżającej się śmierci i pokusy ucieczki, Jezus pozostał ze swymi uczniami, spożył z nimi wieczerzę i zniżył się aż do umywania im nóg. To jest Jego testament a jednocześnie gwarancja udanej przyszłości tej małej grupki. Jezusowi bardzo zależało, aby miłość braterska ożywiała Jego uczniów w tej godzinie i po wieczne czasy. To tak jakby im mówił: „Jestem pewien, że będzie wam dobrze i będziecie szczęśliwi, jeśli wprowadzicie w życie to przykazanie miłości”.

Ewangelie synoptyczne (Mateusz, Marek i Łukasz) podkreślają głównie miłość względem wszystkich, a zwłaszcza wobec najsłabszych, natomiast Jan zatrzymał się na konieczności dbania o relacje wewnątrz wspólnoty chrześcijańskiej. Tak jakby dla Jana było to prawdziwą postawą wyróżniającą ucznia Jezusa. Może dlatego, że podkreślanie miłości względem „dalekich” może ukryć niezdolność do kochania „bliskich”. W takiej sytuacji epizod umycia nóg (zob. J 13, 2-17) uwypuklił konkretność miłości chrześcijańskiej w łonie wspólnoty, która realizuje się, na każdym poziomie odpowiedzialności, jako postawa służebna, czyniąc z przykładu Jezusa podstawę własnego działania: „Abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem” (13, 34). Miłość, o której mówił Jezus, należy więc odróżnić od przyjaźni ludzkiej. Musi ona być odblaskiem i przedłużeniem miłości samego Chrystusa dla „tych, których dał Mu Ojciec”. „Miłujcie się wzajemnie, tak jak ja was umiłowałem”. Jezus ma być bezgranicznie czymś więcej niż wzorem, którego gesty miłości jedynie się naśladuje. Pragnie On, abyśmy dogłębnie zjednoczeni byli z Jego miłością, z tą miłością, którą On sam otrzymuje od Ojca. W ten sposób, bardziej niż o przykazanie chodziło Jezusowi o najważniejszą naukę, o owoc Jego życia i Jego śmierci. Regułą życia Kościoła ma być przede wszystkim miłość.

Niewątpliwie, przykazanie wzajemnej miłości, to jedna z najbardziej charakterystycznych cech chrześcijaństwa. Jest to perspektywa, który otwiera uczniów Chrystusa na siebie wzajemnie, otwiera na przyjaźń ze wszystkimi. Możemy powiedzieć, że chrześcijanie są „skazani” na miłowanie, i to nie tylko miłowanie się nawzajem. Jezus mówi, że jest to ich znak rozpoznawczy. „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi” (13, 35). Sądzę, że jest to jedno z bardziej prowokatorskich zdań Ewangelii. Po tym, jak kochamy innych członków naszej wspólnoty chrześcijańskiej, wszyscy poznają, że postanowiliśmy pójść za Panem Jezusem. Oznacza to, że gdy to nie ma miejsca, pośrednio jest tak, jakbym nie chciał, aby inni poznali mój wybór życia dla Jezusa, to tak jakbym starał się, aby inni nie dojrzeli we mnie ucznia Jezusa.

Dlaczego Pan Jezus nazywa całkowicie nowym swoje wymaganie miłości braterskiej? Dlatego przede wszystkim, że ono opiera się na wydarzeniu nowym, nieoczekiwanym, wstrząsającym: na samej śmierci Jezusa za nas. To właśnie jest decydującym dowodem boskiej miłości. Jak Jezus umarł za tych, których odtąd nazywa swoimi przyjaciółmi, tak i oni powinni wyrażać swym własnym życiem i obdarzać innych taką bezgraniczną miłością. Śmierć Chrystusa ukazuje wielkość miłości braterskiej: to będzie miłość bez miary: „Umiłował swoich aż do końca” (13, 1).

            Nauka Jezusa jest jeszcze zupełnie nową dlatego, że nie ma podobnej w społecznościach ludzkich. Po tej miłości, którą będą darzyć jedni drugich, wszyscy rozpoznają uczniów Jezusa. Poganie, w miastach, w których rozkwitały braterskie wspólnoty chrześcijańskie, często mówili: „Patrzcie, jak oni się miłują!” I w ten sposób wielu zapragnęło przyłączyć się do wiary chrześcijańskiej. Dzieje Apostolskie stanowią tego konkretne świadectwo.

            Przeczytany dzisiaj fragment ukazuje nam działalność ewangelizacyjną Barnaby i Pawła, którzy odwiedzając wcześniej założone wspólnoty, utrwalali chrześcijaństwo, nadając mu zręby organizacyjne. Ustanawiano przełożonych wspólnot, których Łukasz nazywa starszymi” (14, 23). Jest to pierwsze użycie tego terminu w odniesieniu do przełożonych poza Jerozolimą. Ustanowienie starszych” nie było wyborem dokonanym przez tamtejsze wspólnoty, ale wyborem dokonanym przez Pawła i Barnabę. Kierowanie wspólnotą było powierzone kilku osobom, na co wskazuje liczba mnoga (14, 23), i zatem sprawowane kolegialnie. Potem mamy w Dziejach Apostolskich piękny fragment, kiedy Paweł i Barnaba, wysłani z Antiochii na misje, wrócili do miasta. I co zrobili? Zebrali braci i opowiedzieli im, jak było. To przepiękny wyraz wzajemnej miłości. Rozmowa, umiejętność dzielenia się, to buduje miłość. Kościół ich wysłał. Kościół też ma prawo da informacji. Po przybyciu do Antiochii Syryjskiej Paweł i Barnaba opowiedzieli o wyniku misji. Sercem przesłania są wielkie rzeczy, jakich Bóg przez nich dokonał (14, 27). Ich integralną częścią są nawrócenia spośród pogan, którym Bóg zapewnił przystęp do wiary poprzez misję apostołów. Pierwszym celem misji było zwrócenie się do Żydów jako bezpośrednich spadkobierców Bożych obietnic. Nawrócenia pogan wywołały zdumienie i radość judeochrześcijan (14,27). Zgromadzenie zakończyło się dziękczynieniem Bogu, który „poganom otworzył bramy wiary”.

Przyjmijmy na nowo, że Wielkanoc przyniosła odpowiedź na pytanie o sens życia i śmierci. Znaleźć ją można jedynie w zmartwychwstałym Chrystusie: celem naszego życia nie jest śmierć, lecz zmartwychwstanie. Żyjemy, aby żyć. Żyjemy, by być „u Pana”. Słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii są uzasadnieniem tej odpowiedzi: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce”. Do uzasadnienia dołączona jest obietnica: Jezus przyjdzie do każdego z nas i zabierze go do siebie, by był tam, gdzie On jest – w domu Ojca. Otrzymamy wieczne mieszkanie, a wraz z nim wieczną bliskość Chrystusa. Niech to będzie podstawą naszej chrześcijańskiej nadziei.

ks. dr Ryszard Kempiak sdb


Podziel się tym wpisem: